ALEJA ZAPOMNIANYCH MIGÓW

Przez niemal półwiecze Ludowa Republika Albanii była tak hermetycznie zamkniętym krajem, że nazywano ją małą Koreą Północną Europy. Po zakończeniu II wojny światowej kraj stał się członkiem RWPG i Układu Warszawskiego, a jej komunistyczny dyktator i naczelny dowódca sił zbrojnych Enver Hodża sprzymierzył się z ZSRR. Od tego momentu ZSRR traktowano w Albanii jako strategicznego sojusznika, a pomoc finansowa i materialna z Moskwy odgrywała podstawową rolę w rozwoju albańskich sił zbrojnych. Jednym z jej pierwszych efektów było wyposażenie sił powietrznych w radzieckie myśliwce odrzutowe MiG-15 i MiG-17, a później MiG-19.

Relacje między Albanią a ZSRR pozostawały bliskie aż do śmierci Stalina. Później zerwano współpracę i przyjęto prochińską orientację w polityce zagranicznej. Albania otrzymała w zamian nie tylko większą pomoc gospodarczą, ale również nowe myśliwce Shenyang F-5 i F-6, będące licencyjnymi wersjami radzieckich odrzutowców MiG-17 i MiG-19. Dzięki współpracy z Chinami siły powietrzne Albanii stały się znaczącą siłą bojową w tej części Europy.

Pod koniec lat 70. stosunki z Chinami ochłodziły się, w wyniku czego Albańskie Siły Powietrzne miały kłopot w uzyskaniu części zamiennych i utrzymaniu myśliwców w dobrej sprawności technicznej. W dodatku pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju wpłynęła na ograniczenie nakładów na zbrojenia. W 1985 r. zmarł Enver Hodża, a w 1992 r. wybrano nowy demokratyczny rząd, kończąc erę komunizmu w Albanii. Nie poprawiło jednak sytuacji sił powietrznych. W 1997 r. upadł system bankowy i wybuchła wojna domowa, podczas której bazy lotnicze i większość odrzutowców uległy zniszczeniu lub uszkodzeniu. Wkrótce potem borykający się z problemami finansowymi rząd wycofał ze służby wszystkie myśliwce i zdeponował je w bazach lotniczych Gjadër i Kuçovë. Miał nadzieję, że uda się je sprzedać i w ten sposób chociaż częściowo sfinansować modernizację sił powietrznych. Bez powodzenia. Ostatni lot na odrzutowcu albańskie lotnictwo wojskowe wykonało w grudniu 2005 r., kończąc trwającą 50 lat epokę odrzutowych samolotów bojowych.

Odwiedzamy Gjadër – pierwszą bazę lotniczą. Jej część została wydrążona w zboczu górskim, dzięki czemu znajdujące się w nim odrzutowce mogły przetrwać niemal każdy konwencjonalny, a nawet nuklearny atak. Podziemny tunel miał ponad 600 metrów długości i zdolny był pomieścić około 50 odrzutowców wraz z personelem. W dodatku jedno z dwóch wejść miało bezpośrednie połączenie z pasem startowym, dzięki czemu lądujące samoloty mogły niemal natychmiast schować się wewnątrz tunelu. Udajemy się do graniczącej z lotniskiem niewielkiej wsi, a w niej do niewielkiego baru, gdzie od okolicznych mieszkańców próbujemy dowiedzieć się czegokolwiek na temat bazy. Sukces okazuje się połowiczny. Spotkane osoby chętnie opowiadają nam o czasach świetności bazy, ale nie są w stanie potwierdzić, czy nadal znajdują się w niej stare odrzutowce, ani tym bardziej pomóc nam się do niej dostać. Wspominają jednak, że codziennie wieczorem do baru przychodzą służący tam żołnierze, możemy więc z nimi porozmawiać. Brzmi to obiecująco. Postanawiamy jednak nie czekać i sami udajemy się do bazy, aby sprawdzić sytuację na miejscu. Gdy podjeżdżamy pod bramę wjazdową, natychmiast zjawia się uzbrojony w kałasznikowa młody żołnierz. Próbujemy zagadać, ale strażnik nie zna angielskiego ani rosyjskiego, więc rozmowa się nie klei. Za pomocą słownika zainstalowanego w telefonie próbuję przetłumaczyć kilka zdań, ale przynosi to odwrotny skutek. W pewnym momencie poirytowany żołnierz na znak odmowy krzyżuje ręce i w zrozumiałym w każdym języku geście każe nam natychmiast odjechać. Z kałasznikowem nie podyskutujesz.

W bazie lotniczej Kuçovë mamy więcej szczęścia. Jest ona położona w oddalonym o 60 km mieście, które w okresie rządów komunistycznego dyktatora Envera Hodży nazywano Miastem Stalina. Specjalnie mnie to nie dziwi, gdyż w tamtych czasach wiele miast i miejsc honorowało sowieckiego przywódcę. W Polsce ten okres przypadł na lata 1953-1956, kiedy Katowice przemianowano na Stalinogród, w Albanii trwał aż do 1990 r. Zaprojektowana przez radzieckich planistów i zbudowana przez więźniów politycznych baza lotnicza zdolna była przyjmować najnowocześniejsze samoloty. Podobnie jak w Gjadër, na końcu jednego z pasów startowych wydrążono w zboczu górskim podziemne tunele, które zapewniały samolotom bojowym doskonałą ochronę przed potencjalnymi nalotami nieprzyjaciela. Co więcej, pod pasami startowymi podłożono dynamit, aby można było je wysadzić w powietrze w przypadku próby przejęcia przez wroga.

Dzisiaj baza lotnicza Kuçovë wygląda na opuszczoną, chociaż mieszkający w pobliżu lotniska Albańczyk twierdzi, że czasem z pasa korzystają samoloty rolnicze albo organizuje się tu ćwiczenia wojskowe. Nie przypomina sobie, żeby ostatnio lądował jakikolwiek wojskowy odrzutowiec. To by się zgadzało, gdyż Albańskie Siły Powietrzne mają na wyposażeniu wyłącznie kilka helikopterów, a jej przestrzeni powietrznej chronią Grecja i Włochy. Rozglądając się po okolicy, zauważamy, że na końcu jednego z dwóch pasów startowych znajduje się szeroka, metalowa brama. Gdy podjeżdżamy bliżej, zauważamy wiszące tabliczki ostrzegawcze z rysunkami kamer, karabinów i napisami: STOP. MILITARY ZONE. W oddali, za bramą stoi niewielki, parterowy budynek, a obok mężczyzna. Chociaż nie jest ubrany w wojskowy mundur, to przerzucony przez ramię kałasznikow nie pozostawia żadnych wątpliwości: teren jest pilnowany przez żołnierzy. Chyba jesteśmy we właściwym miejscu.

Tuż za budynkiem ochrony droga się zwęża i lekko skręca, a następnie biegnie przez niewielki wąwóz, otoczony ze wszystkich stron stromymi i wysokimi na kilkadziesiąt metrów zboczami. U góry pokrywają je ciągnące się aż po horyzont równe rzędy drzew oliwnych, które u dołu zmieniają się w nieprzebrane gęstwiny drzew i ciernistych krzewów. Stanowią one doskonałą barierę i ochronę przed wzrokiem wścibskich osób. Do tego stopnia, że większość okolicznych mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z istnienia znajdującej się u stóp wąwozu niepozornej alejki, wzdłuż której stoi kilkadziesiąt starych myśliwców MiG-15, MiG-17 i MiG-19 lub ich chińskich kopii.

Ustawione jeden za drugim wyglądają, jakby czekały na sygnał do startu. Jednak to tylko pozory. Gdy podchodzę bliżej, zauważam na kadłubach wyblakłe znaki rozpoznawcze, a pod nimi przedziurawione opony i brak wielu elementów wyposażenia. Jednak biorąc pod uwagę zaawansowany wiek maszyn, większość z nich jest w naprawdę dobrym stanie technicznym. Kilka lat temu planowano sprzedać wycofane z użytku myśliwce, aby sfinansować modernizację sił powietrznych. Podobno z całego świata zgłosiło się wiele muzeów i prywatnych kolekcjonerów zainteresowanych zakupem tych niezwykle rzadkich maszyn. Nic jednak z tego nie wyszło, więc odrzutowce dalej niszczeją.

Gdy spaceruję pomiędzy mieniącymi się w blasku słońca myśliwcami, próbuję wyobrazić je sobie w akcji. Jak startowały w powietrze przy ogłuszającym ryku silników, ciągnąc za sobą chmury wyziewów, albo jak leciały w perfekcyjnym szyku bojowym, a piloci wykonywali nagłe zwroty, uniki i inne brawurowe akrobacje. Wreszcie, jak po wykonanej misji dumnie zataczały krąg nad lotniskiem i łagodnie lądowały, aby po chwili znaleźć schronienie we wnętrzu podziemnego tunelu.

Dzisiaj na lotnisku panuje martwa cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków. Tylko one aktywnie korzystają z albańskiej bazy.

 

Wkrótce bazę lotniczą czekają duże zmiany. W 2018 r. NATO poinformowało, że przeznaczyło ponad 50 mln dolarów na zmodernizowanie bazy i dostosowanie jej do standardów sojuszu, którego Albania jest członkiem od 2009 r. Podobno jeszcze w tym roku mają rozpocząć się pierwsze prace budowlane, wycofane z użytku samoloty zostaną zatem stąd wkrótce usunięte. Jest to ostatni moment, żeby te perły radzieckiej myśli technicznej, pamiętające jeszcze czasy wojny koreańskiej sprzed niemal 70 lat, zobaczyć w miejscu, gdzie służyły tyle lat.

***

Pewnie zastanawiacie się, w jaki sposób udało nam się wejść na teren strzeżonej bazy. Niestety, ze względu na bezpieczeństwo nasze lub naszych potencjalnych naśladowców nie możemy zdradzić zbyt wielu szczegółów. Podpowiem tylko, że nie przekupiliśmy żadnych żołnierzy, nie powołaliśmy się też na nasze członkostwo w NATO ani nie udawaliśmy potencjalnych kupców na jakikolwiek odrzutowiec.

Skomentowano 4 razy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *