BOHATEROWIE NIEISTNIEJĄCEGO KRAJU

To była owocna i długa wyprawa. Poświęcona przede wszystkim wykonaniu lotniczych zdjęć strefy oraz sfilmowaniu miejsc, które z różnych przyczyn nie znalazły się w pierwszej części Alone in the Zone. Albo nie mieliśmy przepustek, materiał był nieostry, padał deszcz albo po prostu nie dopisało szczęście. Tym razem, dzięki temu ostatniemu, udało się sfilmować składowisko porzuconych pojazdów w Rosoce. Składowisko jedynie z nazwy. Z ponad 1500 znajdujących się tu kiedyś pojazdów, do dziś pozostało zaledwie kilkadziesiąt. Po co więc za każdym razem wracam w to miejsce?

Dla znajdujących się tutaj helikopterów.

Helikopterów, które pomimo wielokrotnych starań, mogłem dotąd oglądać jedynie z oddali, z drogi prowadzącej obok składowiska. Tym razem mogłem wejść na teren składowiska i przyjrzeć się im z bliska. Kiedyś było ich 10, teraz zostały tylko 4. Helikoptery Mi-6r.

Zapytacie pewnie co w tych helikopterach jest takiego ciekawego. Pozbawione najcenniejszych elementów, dawcy części zamiennych albo źródło oryginalnych pamiątek. Większość jednak już dawno wylądowała w skupie złomu. Albo, gdyby nie czujność policji, „wylądowałaby” na działce pewnego ukraińskiego przedsiębiorcy i posłużyła jako oryginalnie wyglądająca kawiarnia.

Do dnia dzisiejszego pozostały jedynie obdarte z wnętrzności metalowe skorupy. Na szczęście dużo trudniej obedrzeć je z historii. Z historii wydarzeń, w których brały udział. Z historii pilotów i załóg, uczestników akcji gaszenia pożaru, zapobiegających rozprzestrzenianiu się promieniowania czy ogólnie rzecz ujmując, uczestników akcji likwidacji skutków czarnobylskiej katastrofy. Bohaterów nieistniejącego kraju. Nim poświęcony będzie ten reportaż.

Najczęstszym zadaniem pilotów oraz załogi były powietrzne rekonesanse związane z wizualną, radiacyjną, chemiczną, termiczną i inżynierską inspekcją elektrowni, budynków i budowli oraz całej zamkniętej strefy. Do tego celu użyto 90 różnego typu helikopterów, głównie Mi-26, Mi-24, Mi-8 oraz Mi-2, pilotowanych przez ponad 900 pilotów. Decyzja o ich użyciu zapadła kilka godzin po katastrofie.

Pierwszy na miejscu katastrofy pojawił się Mi-8 z kapitanem Sergiejem Volodinem, który jako pierwszy, 26 kwietnia o godz. 13:30, wykonał lot nad zniszczonym reaktorem. Jego zadaniem było dokonanie inspekcji radiacyjnej. Za każdym razem, gdy Volodin zwiększał skalę czułości urządzenia, początkowo z 10, 100, 250 aż do 500 R/h, wskazówka dozymetru wychodziła poza skalę. Natychmiast stało się jasne, że poziom promieniowania nad reaktorem był tak wysoki, że przekraczał skalę pracy używanego przez nich dozymetru DP-3V. Stres oraz napięcie wywołane tą sytuacją spowodowało, że znajdujący się na pokładzie major krzyknął do Volodina: „ty morderco, zabijesz nas wszystkich!”.

Dokładny poziom promieniowania nad reaktorem mogła zmierzyć załoga hermetycznie zamkniętego Mi-24r. Tylko taki helikopter, wyposażony w specjalne ołowiane osłony, filtry, systemy poprawy jakości powietrza oraz urządzenia pomiarowe mógł wykonywać regularne loty nad reaktorem. Wykonano ich siedem. Na wysokości 200 metrów nad reaktorem strzałka dozymetru przesuwała się na 3 tysiące rentgenów, a w niektórych miejscach przy reaktorze przekraczała 20 tysięcy rentgenów na godzinę. Oznacza to, że śmiertelną dawkę promieniowania można było przyjąć w zaledwie kilka minut. Dwa tego typu helikoptery odnalazłem podczas poprzedniej wizyty w strefie, na składowisku pojazdów w Buriakivce – LINK.

Efektywniejsze metody zrzucania ładunków wypracowano metodą prób i błędów.

Jednak najtrudniejszym i najniebezpieczniejszym zadaniem stojącym przed pilotami było gaszenie palącego się grafitu i zapobieganie rozprzestrzeniania się radionuklidów (promieniowania). Przede wszystkim poprzez zrzucanie tysięcy ton różnego rodzaju ładunków, głównie ołowiu (pochłaniacz promieniowania), piasku i gliny (zmniejszenie rozprzestrzeniania się radioaktywnych cząstek), dolomitu (lepsza wymiana cieplna i źródło dwutlenku węgla powodującego zduszenie ognia) oraz boru (pochłaniacz neutronów). Początkowo ładunki były zrzucane przez nieruchomo wiszący nad reaktorem helikopter. Była to jednak metoda nieefektywna, niezwykle czasochłonna, a przede wszystkim narażała załogę na bardzo wysokie promieniowanie (po 2-3 lotach piloci otrzymywali maksymalne dawki promieniowania). Efektywniejsze metody zrzucania ładunków wypracowano metodą prób i błędów. Najlepszą okazało się zrzucanie ładunków z helikoptera będącego w ciągłym ruchu. Ograniczono w ten sposób do minimum czas ekspozycji załogi na ekstremalnie wysokie promieniowanie. Odbiło to się jednak na niższej celności, znaczna część ładunków nie trafiała we wskazane miejsce. Tysiące ton zrzucanego materiału osłabiały również konstrukcję budowli oraz wzbudzały w powietrze ogromne ilości radioaktywnego pyłu. Niestety, z uwagi na ekstremalnie wysoki poziom promieniowania, inne metody dostania się w pobliże reaktora nie były możliwe. Przekonali się o tym strażacy, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu katastrofy i nieświadomi zagrożeń, udali się na dach. Zginęli jako pierwsi (nie licząc pracowników elektrowni). Akcja gaszenia płonącego reaktora była pierwszą tego typu operacją na świecie. Wykonano w ten sposób ok. 1800 lotów, średnio co 2-3 minuty, bez żadnych przerw. Podczas gdy jeden helikopter zrzucał ładunek, drugi w tym czasie startował. W końcu jednak pełna poświęceń praca setek ludzi przyniosła pierwsze efekty. 6 maja możliwe było kontynuowanie prac z powierzchni ziemi.

W zupełnie inny sposób na miejscu katastrofy znalazł się pilot i oblatywacz helikopterów Nikołaj Mielnik. Jeszcze zanim dowiedział się o swojej misji w Czarnobylu, został wraz z kolegami wezwany do Ministerstwa Przemysłu Lotniczego w Moskwie, gdzie w dość niecodzienny sposób przetestowano ich umiejętności. Poproszono ich o wzięcie udziału w pokazach dla kilku dostojników państwowych, w których kazano im trafić z wysokości 300 metrów, jedno tonowym metalowym stożkiem, w naprędce namalowany kwadrat. Wkrótce okazało się, że to wcale nie był pokaz, a egzamin. Tyko Mielnik go zdał. I wkrótce w „nagrodę” został wezwany do Czarnobyla, gdzie poznał szczegóły planowanej akcji, bardzo podobnej do tej wykonywanej w Moskwie. Z tą jednak różnicą, że tym razem musiał ją wykonać nad uszkodzonym reaktorem.

Ekstremalnie wysokie promieniowanie ograniczało czas pobytu Mielnika w pobliżu reaktora. Zwykle było to 5 minut, chociaż zdarzały się sytuacje wymagające dłuższego pobytu. Jedną z nich była trwająca 27 minut operacja pod kryptonimem „Girlanda”. Niezwykle trudne zadanie, polegające na wylądowaniu jednym kołem na wylocie szybu wentylacyjnego i spuszczeniu do jego wnętrza przewodu obwieszonego urządzeniami pomiarowymi. Przy wiejącym wtedy silnym wietrze i wysokim promieniowaniu, jego próby bardziej przypominały kaskaderskie albo samobójcze akrobacje niż próby opuszczenia girlandy do wnętrza szybu. Wkrótce w dowód uznania precyzji z jaką Mielnik kierował helikopterem zaczęto nazywać go „Jubiler”. Jego umiejętności zostały również wykorzystane w operacji pod kryptonimem „Igła”. Wymagała ona lotu nad pokrywą reaktora, w której znajdował się blisko metrowej szerokości otwór. Nie można go było zwyczajnie zasypać, cokolwiek tam wrzucono, natychmiast topiło się w temperaturze wytworzonej przez jądro reaktora. Zadaniem Mielnika było spuszczenie do wnętrza 18 metrowej rury z kamerami w celu opracowania najskuteczniejszej obudowy uszkodzonego reaktora. Mielnik wykonał i to zadanie, a za swe zasługi otrzymał później najwyższe honorowe radzieckie wyróżnienie – tytuł (i medal) Bohatera Związku Radzieckiego. Kilka lat później, w imieniu wszystkich załóg lotniczych biorących udział w likwidacji skutków katastrofy, odebrał również nagrodę Międzynarodowego Stowarzyszenia Pilotów Helikopterów, z wyrażającym podziw i zdziwienie komentarzem: „Ci zwariowani Rosjanie”. Z czteroosobowej załogi biorącej udział w operacji „Igła” trzy już nie żyją. Jedna zmarła w wieku 39, druga 40, a trzecia 48 lat. Chociaż oficjalnie nie stwierdzono żeby zmarli wskutek promieniowania to musi budzić zdziwienie i pytania, dlaczego tak wcześnie odeszli. Zdecydowana większość pilotów zdawała sobie sprawę z podejmowanego ryzyka, wysokiego promieniowania i jego konsekwencji. A ryzyko automatycznie powodowało stres, który leczono w typowo radziecki sposób, alkoholem. Myślano, że skoro jest dobry na zatrucia pokarmowe to dlaczego nie mógłby zmniejszyć skutków promieniowania. Nie pomagały też pozory bezpieczeństwa jakie starano się zachować. Osobiste dozymetry, wymiana kombinezonów po każdym locie, posiłki bogate w witaminy, leki podnoszące odporność organizmu na promieniowanie jonizujące albo kremy chroniące przed promieniowaniem. W ich skuteczność mało kto wierzył, podobnie jak w odczyty dozymetrów, które celowo zaniżano.

Załoga helikopterów zajmowała się także mniej niebezpiecznymi zadaniami. Spryskiwaniem najbardziej skażonych obszarów strefy specjalnym płynem zapobiegającym rozprzestrzenianiu się radioaktywnego pyłu. Ewakuacją najciężej chorych lub rannych ludzi oraz dokumentacją fotograficzną i filmową.

Przyroda w Prypeci rządzi niepodzielnie.

26 lat później, z takim samym zadaniem ale już bez ryzyka napromieniowania, wsiadamy do Mi-2. Wiemy, że ani na milimetr nie przybliżymy się do tamtych wydarzeń, widoków pięknego, nowoczesnego miasta, śnieżnobiałych budynków, zadbanych placów i równo przystrzyżonej zieleni. Zamiast tego widzimy prawdziwą walkę natury z historią. Przyroda w Prypeci rządzi niepodzielnie, zasłania swą wielkością coraz bliższe całkowitej destrukcji budynki, szkoły i przedszkola. Zamienia niegdyś szerokie asfaltowe ulice w plątaninę wąskich ścieżek. Podważa fundamenty, niszczy sklepienia. Niegdyś mocne, betonowe ściany zaczynają pękać, kruszyć się i walić. Tego czego nie zdążył zniszczyć człowiek, dokończy przyroda. Taki ukraiński Angkor Wat.

Centrum Prypeci.

Jest piękna słoneczna pogoda i dobra przejrzystość. Z wysokości kilkuset metrów całe miasto widać jak na dłoni. Wreszcie mogę zrobić zdjęcie na którym od dawna mi zależało. Zdjęcie przedstawiające panoramę Prypeci z elektrownią atomową w tle. Poprzednim razem zła pogoda pokrzyżowała mi plany, elektrownia, podobnie jak kompleks antenowy DUGA-3, były zasłonięte mgłą. Tym razem pogoda dopisała, a wydłużenie lotu do 2 godzin pozwoliło nie tylko wykonać zaplanowane zdjęcia ale również nakręcić materiał filmowy do drugiej części Alone in the Zone. I przy okazji dostrzec z powietrza kilka nieznanych mi wcześniej miejsc, które z pewnością odwiedzę podczas najbliższej wizyty w strefie w maju 2013.

Panorama Prypeci z elektrownią atomową w tle.

DUGA-3

DUGA-3 i pobliskie miasteczko pracowników kompleksu.

Elektrownia atomowa. Od lewej: NSC, bloki 1-4, a przed nimi nieukończony blok 5/6 oraz chłodnie kominowe.

Konie Przewalskiego.

Dźwigi portowe.

Składowisko odpadów oraz pojazdów Buriakivka.

Rosocha z powietrza.

Z powietrza doskonale widoczna jest budowa New Safe Confinement potocznie zwanego nowym sarkofagiem. Od samego początku wiadomo było, że stary sarkofag nie będzie stał wiecznie. Budowany w pośpiechu, ekstremalnie trudnych warunkach, wysokim promieniowaniu, nie jest wystarczająco solidny aby przetrwać dziesiątki czy setki lat. Przez kolejne lata, pogarszający się stan techniczny budowli, projektowanej na 15 lat użytkowania, zwiększył także ryzyko przedostania się na zewnątrz radioaktywnych materiałów. W dodatku, sarkofag w dużej mierze opiera się na zniszczonej konstrukcji bloku 4, którego stabilność po wybuchu nie została dobrze zbadana. A ponad 95% radioaktywnego paliwa wciąż znajduje się w środku. Pomimo, że przeprowadzane prace remontowe wydłużyły do 40 lat okres użytkowania sarkofagu, jego czas powoli mija. Od samego początku projektowany był jako tymczasowa budowla.

NSC – Budowa nowego sarkofagu.

Tuż po wylądowaniu udajemy się na teren budowy nowego sarkofagu. Dzięki otrzymanym przepustkom możemy z bliska przyjrzeć się postępom prac. Niestety, wejść na teren samej budowy nie możemy, podobno trzeba mieć odrębne pozwolenie. Cóż, będę miał o co starać się następnym razem. Ale z dachu budynku do którego pozwolono nam wejść mamy doskonały widok na całą budowę.

Decyzja o budowie nowego sarkofagu zapadła niedługo po katastrofie. Jednak wielokrotnie przesuwane prace budowlane, głównie z braku funduszy, ostatecznie ruszyły dopiero 2 lata temu. Wg najświeższych danych (kwiecień 2012 r.) mają zakończyć się w 2015 r. Okres użytkowania nowego sarkofagu określono na co najmniej 100 lat. Co będzie potem? Jeszcze większy sarkofag, który przykryje stary i obecnie budowany? Nie. Projektując nowy sarkofag skupiono się nie tylko na zabezpieczeniu starego. Nowy sarkofag ma nie tylko zredukować niekorzystny wpływ czynników atmosferycznych, deszczu, śniegu i wiatru na obecną konstrukcję. Ma również zmniejszyć konsekwencje ewentualnego zawalenia się starego sarkofagu oraz samego budynku czwartego bloku, czyli niekontrolowanego rozprzestrzenienia się tysięcy ton materiałów promieniotwórczych. Jednak równie ważnym powodem budowy nowego sarkofagu będzie bezpieczny demontaż niestabilnych konstrukcji starego sarkofagu (a nawet ewentualna rozbiórka całego bloku 4). Zajmą się tym przymocowane do wewnętrznej konstrukcji nowego sarkofagu, dwa zdalnie sterowane dźwigi mostowe. Następnie wszystkie większe elementy konstrukcyjne zostaną pocięte na mniejsze aby możliwa była ich dekontaminacja. Odbędzie się ona poprzez usunięcie za pomocą piaskarek i frezarek, wierzchniej, najbardziej radioaktywnej warstwy, ze stali (piaskowanie) oraz betonu (frezowanie). Wszędobylski pył zostanie usunięty dzięki odkurzaczom próżniowym. Tak przygotowane elementy będą mogły opuścić wnętrze nowego sarkofagu i zostać przeniesione do miejsc bezpiecznego składowania materiałów nisko i średnio radioaktywnych. Po zakończeniu tego etapu będzie możliwe wyciągnięcie z wnętrza sarkofagu najbardziej radioaktywnych materiałów, tzw. FCM (fuel containing material). Sposób ich usunięcia nadal pozostaje w fazie projektów i opracowań odpowiednich technologii. Tak samo jak budowa głębokich składowisk geologicznych do ich przechowywania. Szacuje się, że ich budowa potrwa kolejnych kilkanaście lat, nie prędko zatem pozbędziemy się radioaktywnego problemu.

Proces konstrukcji i budowy nowego sarkofagu można obejrzeć na poniższych filmach.

Podczas obecnej wizyty postanowiłem ponownie odwiedzić ośrodek wypoczynkowy „Szmaragd”. Zawsze lubię wracać w to bardzo malownicze, również w sensie dosłownym, miejsce. Kilkadziesiąt ręcznie malowanych, drewnianych domków, w których w czasie letnich wakacji przebywały dzieci rodziców pracujących w strefie. Tym razem zabieram również kamerę abyście mogli je zobaczyć w Alone 2.

Wszystkim którzy z niecierpliwością czekają na premierę i śledzą postępy prac nad drugą częścią filmu, uchylę nieco rąbka tajemnicy, nie zdradzając jednocześnie lokalizacji tych miejsc. Możecie zgadywać. Nieco podpowiedzi może udzielić pierwsza część filmu, kto go jeszcze nie obejrzał ma ostatni moment na zakup i tym samym możliwość zakupu drugiej części. No i zbliżają się święta, więc jeśli ktoś szuka prezentu to zapraszam TUTAJ.

Opuszczając I strefę wykluczenia (10 km od elektrowni) musimy zatrzymać się na kontrolę dozymetryczną naszego samochodu. Odkąd zauważono zwiększony poziom promieniowania na zewnątrz I strefy, prawdopodobnie wskutek rozpoczęcia budowy nowego sarkofagu, zaostrzono przepisy i również w tym miejscu zainstalowano osobiste bramki dozymetryczne. Odtąd także pasażerowie podlegają obowiązkowemu sprawdzeniu obecności radioaktywnego skażenia. Przepis ten, nie wiadomo dlaczego, nie dotyczy kierowców, więc w tym czasie mam okazję przyjrzeć się pracy dozymetrysty, który skrupulatnie sprawdza poziom skażenia mojego samochodu. Podchodzi do każdego koła i mierzy poziom promieniowania każdego z nich. Zawsze wszystko było w porządku, ale gdy dozymetrysta zatrzymuje się na dłuższą chwilę przy jednym boku samochodu i kilkukrotnie zerka na wskazania urządzenia, następuje chwila konsternacji. Przez jego ramię zerkam na wskazania dozymetru, 289, 301, 310. 310 tylko czego – pytam. Zamiast odpowiedzi uzyskuję jedynie informację, że dozwolone jest 100. Jaka to skala i jednostka? I gdzie tyle mogliśmy dostać – zastanawiam się. Szybki rachunek sumienia i na myśl przychodzi mi tylko jedna możliwość, rajd Land Roverem wokół składowiska w Buriakiwce. A teraz przez to mamy problem z opuszczeniem strefy. Na szczęście po godzinie biurokratycznych przepychanek zostajemy skierowani do specjalnej bazy, gdzie kończy się na wodnej dekontaminacji.

Fot. Paweł Suder

Fot. Paweł Suder

Ale kto wie, może kiedyś będzie można zobaczyć Land Rovera, spoczywającego obok wielkich helikopterów, na składowisku porzuconych pojazdów w Rosoce.. :)

Jeżeli jesteś fotografem, masz więcej niż 25 lat i chciałbyś się przyłączyć – napisz coś o sobie i wyślij: arek (małpa) podniesinski (kropka) pl

Skomentowano 19 razy

  1. Świetny materiał! Ogromny szacunek za to, co Pan robi. Jestem z Narzeczonym zafascynowana historią Zony, wstrząsnął nami ogrom tragedii Prypeci, jednocześnie intryguje wymarłe miasto, które było świadkiem niesamowitej katastrofy. Na razie możemy jedynie dzięki Pana pracy obejrzeć wszystko dokładnie, bardzo dokładnie. Zakupiliśmy Alone in the Zone – rewelacja! Czekamy na kolejną część. Życzymy dużo zdrowia!

  2. Każdy reportaż o Czarnobylu i okolicach wywołuje we mnie poczucie nostalgii za minionymi czasami. Ale muszę przyznać, że moimi ulubionymi fragmentami zawsze są jakieś wzmianki, opowieści czy wywiady z ludźmi, którzy pamiętają tamte wydarzenia i w nich uczestniczyli (chociażby wcześniejszy wywiad z Galiną Piatusową czy wzmianka o Nikołaju Mielniku) – mam nadzieję, że w drugiej części filmu nie zabraknie takich momentów :)

    Materiał, jak zawsze, świetny!

  3. Super ciekawy reportaż, z niecierpliwością czekam na drugą część filmu ze strefy. Fajnie, że jest ktoś taki, kto umie ukazać ten ” piękny świat” z takiej niesamowitej perspektywy. Pani Arku gratuluje zmysłu i profesjonalnego podejścia do swojego hobby (pracy). Gorąco pozdrawiam, fan ALONE IN THE ZONE, Wesołych Świąt.

  4. Jak zwykle wspaniały materiał i jeszcze lepsze zdjęcia. Podziwiam to co Pan robi. Czekam niecierpliwie na „Alone in the Zone II”

  5. Kolejny raz jestem w szoku widząc czego Pan dokonuje. Najpierw byłem pod dużym wrażeniem wejścia na szczyt anten Duga, a teraz Blok 4 i zdjęcia lotnicze, czy nocne … Generalnie – niesamowite. Mój jednodniowy pobyt w strefie, to przy tym jak lizanie lizaka przez szybę. Gratuluję sprytu i uporu w przekraczaniu granic. Oczywiście czekam na Alone2.
    Korzystając z okazji: najlepsze życzenia świąteczno-noworoczne.

  6. Mam takie pytanie bo bardzo mi się to rzuciło w oczy. Jak to jest z tym radarem? Duga-2 czy Duga-3? Moja przygoda ze strefą zaczęła się dość dawno i jak czytałem różne materiały to było Duga-2 dopiero u Pana zauważyłem „3” przejrzałem sobie Alone i tam nie jest sprecyzowane, tak samo jak na reportażu z maja 2010. Prosiłbym o krótkie wyjaśnienie.
    A co do reportażu to super, jak każde inne. Żałuję, że nie mogłem zobaczyć Rosochy ale myślę, że film mi to wynagrodzi :D

  7. Niesamowity fotoreportaż! Śledzę Pańskie poczynania z Czarnobylem od dawna :) daleko przed premierą AITZ się zainteresowałem. Czekam ze zniecierpliwieniem na każdą fotorelację, to niesamowite. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!

  8. Juz wczesniej zainteresowalem sie historia Czarnobylu i Prypeci ale dzieki Panu dowiedzialem sie i przede wszystkim zobaczylem jeszcze wiecej. Po przeczytaniu pierwszych Pana reportazy na ten temat zakupilem film Alone in the Zone. Swietny film, mozna tylko sobie wyobrazic co sie wtedy dzialo… Nowy reportaz jest swietny, jak zawsze pelen informacji i super zdjec. Czekam z niecierpliwoscia na Alone 2.
    Zagubione dusze takze bardzo ciekawy material. Wielki szacunek za to co Pan robi. Zycze duzo zdrowia i Wesolych Swiat oraz wszystkiego najlepszego na nadchodzacy nowy rok.
    Pozdrowienia z Francji :)

  9. Świetny materiał. Bardzo podoba mi się to że nie tylko opisuje Pan to co zobaczył Pan w STREFIE ale dociekliwie szuka Pan informacji o tym co tam się wydarzyło. Wielki szacun za te szczegóły (kto, co, kiedy i jak…)
    Myślę że BARDZO DOBRYM dodatkiem do płyty (następnej) będzie dołączenie na płycie kopii stron z reportarzami (takimi jak ten powyżej). Będzie to dobre podręczne kompedium wiedzy o Strefie, a miejsca na płycie dużo nie zajmie :-)
    Pozdrawiam Marcin

  10. Świetne zdjęcia – zarówno obiekty jak i kadry. Patrząc na te fotografie staram się wyobrazić, jak dzisiaj wyglądałoby to miasto jak i te budynki, gdyby nie doszło do wypadku.

  11. Nie spodziewałem się takiego gratisu do 1 części filmu, miła niespodzianka i świetny materiał jak zwykle :) Czekamy z niecierpliwością na 2 część, kawał dobrej roboty. Wesołych Świąt i Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!

  12. No i znowu kawał naprawdę porządnego materiału, nawet mnie to nie dziwi. Zadziwiają mnie wyczyny pana Arka loty śmigłowcem nad strefą uzyskiwanie dostępu do miejc o których inni mogą tylko pomażyć. I tak jak poprzednio aktualny reportaż znowu dostarczył sporo ciekawych informacji i refleksje; czemu ja tego miejsca nie zobacze…
    Z niecierpliwością oczekuje drugiej części Alone in the zone.
    Wesołych Świąt!
    Pozdrawiam.

  13. Jak zwykle, wspaniały fotoreportaż, znów mogłem się czegoś ciekawego dowiedzieć o Zonie :D, z niecierpliwością czekam na drugą cześć Alone in the Zone, pierwszej jeszcze nie oglądałem ale w najbliższym czasie będę chciał ją zamówić.
    Wielkie dzięki za dobry materiał do czytania.
    Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku aby on przyniósł kolejne wspaniałe podróże.

  14. jestem Pańskim wiernym fanem, temat czarnobyla faktów i mitów jest dość szeroko znany ale alone in the zone dodało to czego nie było nikt nie podjął sie tego tak jak Pan. Znam mentalność ukraińców i wiem że nie łatwo się wam tam poruszać. Nie będe się zbytnio rozpisywał, proszę o mejla zwrotnego to pogadamy. Pozdrawiam Wojtek.

  15. Już nie mogę się doczeka drugiej części :) Czy będzie w niej lektor (choćby na osobnej ścieżce)? Trochę brakowało mi w pierwszej części lektora ponieważ skupiałem się na czytaniu a nie na pięknych obrazach (mam kłopoty ze wzrokiem) oczywiście film oglądałem kilka razy więc to nic strasznego. Oczywiście czekam z niecierpliwością na drugą cześć o tym niesamowitym miejscu które Pan tak pięknie przedstawia.

  16. Fantastyczny fotoreportaż, jak zwykle klasa sama w sobie, dziękuje, pozdrawiam i życzę owocnego zakończenia prac nad drugą częścią tej wyjątkowej opowieści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *