MAŁE REAKTORY

PROLOG

Polska, listopad 2010. To miał być ostatni wyjazd. Ale po powrocie wystarczy kilka dni przerwy i z powrotem zaczynam tęsknić. Strefa ani na chwilę nie pozwala przestać o niej myśleć. O pustych, porzuconych miastach i wsiach – świadectwie tragedii setek tysięcy przymusowo wysiedlonych mieszkańców. O starych, biednych przesiedleńcach, którzy pomimo zakazu, wciąż zamieszkują zamkniętą strefę. Kto nie był – nie zrozumie. Kto był – prędzej czy później będzie chciał wrócić ponownie….

LEPIEJ MNIEJ, ALE LEPIEJ (cyt. W. LENIN)

Ukraina, maj 2011. Checkpoint w Dytiatkach – brama do zamkniętej strefy. Z paszportami w rękach czekamy na wjazd, w międzyczasie próbując po kryjomu zrobić chociaż kilka zdjęć. W końcu podchodzi strażnik, uważnie sprawdza nasze paszporty i porównuje je z przepustkami. W powietrzu czuć lekkie napięcie, coś się nie zgodzi, drobny błąd w papierach, a możemy pożegnać się z wjazdem. W końcu strażnik delikatnie skina głową i leniwie, jakby od niechcenia, podnosi ramię szlabanu. Ruszamy. Od tej chwili wszyscy w skupieniu, z nosami wlepionymi w okna samochodu, chłoną szybko zmieniający się krajobraz. Prosta droga wzdłuż której ciągną się szpalery wysokich drzew, prowadzi nas do miejsca, w którym spędzimy kilka najbliższych dni. Jadąc nie napotykamy żadnego pojazdu, żadnego człowieka. Pustka. Jedynie świeżo położona nawierzchnia i pomalowane na biało pasy zdradzają ślady ludzkiej obecności. Same prowadzą nas do celu. Dopiero w mieście widać pierwsze oznaki życia. Prawie sami mężczyźni, ubrani w wojskowe moro, bez żadnych widocznych dystynkcji. Jeden z nich, trzymając w ręku papierosa, uważnie nam się przygląda. Jesteśmy w Czarnobylu.
Po chwili mijamy nowo odremontowany budynek muzeum. Jeszcze kilka tygodni temu był starą, poradziecką ruderą, w której sprzedawano jedynie tani ukraiński alkohol. Teraz, świeżo pomalowane na ścianach bociany, symbolizują powracające do strefy życie. Po drugiej stronie ulicy ogromny plac a pośrodku aleja z dwoma rzędami ciasno ustawionych krzyży. Na każdym nazwa innej miejscowości, innego opuszczonego miejsca. Każdy krzyż to symbol tragedii setek, tysięcy przymusowo wysiedlonych mieszkańców.

– To wszystko dla Miedwiediewa i Janukowycza – wyjaśnia nieznajomy, rzucając niedopałek na ulicę. – Tę nową nawierzchnię zrobiono specjalnie na przyjazd prezydentów, z okazji okrągłej rocznicy katastrofy. Przyjechali, pogadali, obiecali i na tym się skończyło. Jak zwykle.
– Naprawdę? – udaję zdziwienie, mając przed oczami wizytę w Polsce Jana Pawła II , gdzie na trasie jego przejazdu odnawiano fasady budynków. Z braku pieniędzy i czasu często tylko z jednej strony.
– Oczywiście – śmieje się zapaliwszy kolejnego papierosa. – Wszystkie ten zmiany są pod turystów, a raczej pod ich dolary. Do kwietnia przyjechało tutaj tylu turystów, ile w całym ubiegłym roku. A przed nami EURO 2012 i kolejne setki tysięcy turystów – podsumowuje.

Nie wdaję się w dalsze dyskusje z nieznajomym. Ruszamy jeszcze pachnącą świeżym asfaltem drogą w kierunku Prypeci. Mam nadzieję, że tam wciąż wszystko po staremu.

POBUDZIĆ ARTYSTYCZNĄ WYOBRAŹNIĘ

Soczyście zielona trawa i drzewa, gdzieniegdzie kwitnące polne kwiaty, błękit nieba. Wszędzie słychać śpiew ptaków oraz szum drzew. Upalnie. W Prypeci już dawno zawitała wiosna.

Roślinność powoli, podstępnie oplata domy i wdziera się do ich wnętrz

Jednak cały ten sielski krajobraz niemal natychmiast demaskują wyłaniające się zza drzew, puste skorupy porzuconych budynków. Powybijane szyby okien, powyrywane i powyłamywane drzwi a przede wszystkim brak jakiegokolwiek śladu ludzkiej obecności. Wszechobecna i wszechwładna przyroda wieńczy dzieło. Pozbawiona opieki człowieka powraca do swojego naturalnego stanu. Zaczyna z nim wygrywać, tak jak zapomniane na setki lat świątynie kambodżańskiego Angkor Wat. Nienaturalnie wysokie drzewa zaczynają przesłaniać budynki. Roślinność powoli, podstępnie oplata domy i wdziera się do ich wnętrz, próbuje odebrać to co kiedyś do niej należało. Upływający czas jest największym wrogiem tego miejsca. Obfite wiosenne deszcze jeszcze bardziej przyśpieszają ten proces a zabójcza wilgoć niszczy resztki pozostawionych wewnątrz przedmiotów. Miasto powoli się rozpada. Podobnie jak występujący w nim radioaktywny cez. Oba w fazie połowicznego rozpadu.

Również człowiek powoli zapomina o katastrofie i jej dramatycznych skutkach. Z każdym kolejnym rokiem pamięć o Czarnobylu blaknie, okrada człowieka z pozostałych mu jeszcze wspomnień. Odchodzący w biedzie i zapomnieniu ludzie na zawsze zabierają ze sobą najcenniejsze co posiadają. Wspomnienia. Ostatnie świadectwo tamtych wydarzeń. Jedyną nadzieją by utrzymać je żywe dla przyszłych pokoleń jest natchnienie muzyki, sztuki i literatury tematyką Czarnobyla. To tragiczne i jednocześnie niezwykłe miejsce może być źródłem inspiracji i poszukiwań dla wielu artystów – muzyków, fotografów, filmowców i malarzy. Wszystkich, którzy chcieliby zatrzymać czas dla przyszłych pokoleń. Ocalić od zapomnienia. Mam nadzieję, że efekty naszych wizyt chociaż odrobinę w tym pomogą.

Katja Lindblom – „Kwietniowy marsz” – 2011 – akryl na płótnie – 92×73 cm

Katja Lindblom – „Manifest agonii” – akryl na płótnie – 92×73 cm

Katja Lindblom – Wspomnienia Grigorija Khmel – ołówek

Katja Lindblom – Valery Bespalov – ołówek

Katja Lindblom – Bio robot – flamaster

Katja Lindblom – Inżynierowie w bloku 4 – flamaster

LENIN WIECZNIE ŻYWY

Detale. Tak naprawdę to właśnie detale są najważniejsze. Zwykle pomijane przez osoby, które po raz pierwszy odwiedzają strefę. Brak czasu nie pozwala na przystanięcie, chwilę zadumy i refleksji. Ciągły pośpiech powoduje, że często bezmyślnie pstrykają tysiące zdjęć, próbując utrwalić więcej niż pozwala na to czas. Naiwnie sądzą, że po powrocie wszystko spokojnie oglądną. Ale to nieprawda. W ten sposób zapamiętają miejsca wyłącznie jako zbiór pustych, nic nie mówiących obrazków.

Lenin jest najliczniejszym mieszkańcem Prypeci.

Większa ilość czasu skłania do zastanowienia nad historią, przeznaczeniem odwiedzanych miejsc lub znalezionych przedmiotów. Pozwala dostrzec szczegóły. Pozwala je odnaleźć w odwiedzanych miejscach, budynkach lub rozmowach z mieszkańcami. Dzięki nim można dostrzec rzeczy będące szerszym tłem całej tragedii, bez których życie mieszkańców, wyglądałoby albo potoczyłoby się zupełnie inaczej.

Ideologia. Ideologia, która miała ogromny wpływ nie tylko na życie samych mieszkańców Prypeci czy całego Związku Radzieckiego ale również Polski. O ideologii, której współtwórcą był Włodzimierz Lenin. O jego poglądach i działaniach znoszących ucisk, podziały klasowe i wyzysk społeczny. Ustanawiających społeczną kontrolę, wspólną własność i sprawiedliwy podział dóbr. Dzięki swojej ideologii, Lenin jeszcze za życia stał się legendą. I tak oto z powrotem wracamy do Prypeci.

Lenin jest najliczniejszym mieszkańcem Prypeci. Jest wszędzie. Jego zdjęcia, obrazy, rysunki znajdują się na ścianach wszystkich instytucji rządowych i kulturalnych. Urzędach, fabrykach, kinach, teatrach, szkołach i przedszkolach. Fotografowany i rysowany przez dorosłych oraz dzieci. Postać, której stawiano pomniki, pisano pieśni i wiersze. Nagradzano medalami i orderami jego imienia. I nazywano jego imieniem ulice, place a nawet miasta. Trudno się dziwić, że po śmierci Lenina władze partyjne postanowiły wykorzystać jego popularność i autorytet jako element propagandy systemowej. Również w Prypeci.

„W.I. Lenin. Twórca i organizator Czerwonej Armii”

„Imię i dzieło Lenina będzie żyć wiecznie”

„Nasz cel – komunizm”

„Zwycięzca socjalistycznego współzawodnictwa – 1982”

„Chwała pracy – ZSRR”

„NIE” i „ZSRR – zwycięstwo”

Nauka, sztuka, praca, pokój.

U góry – „Tam, gdzie partia – tam sukces, tam zwycięstwo!”. U dołu – „Partia i komsomoł – jedność!” (Komsomoł – komunistyczna organizacja młodzieży w ZSRR – przyp. autora)

CZAS OMIJA MIEJSCA, KTÓRE WSPOMINAMY

Nawet swobodne zwiedzanie strefy i oglądanie wszystkich detali na niewiele się zda jeśli nie znamy historii tego miejsca. Nie tylko historii przeczytanej w książce lub oglądniętej w telewizji ale tej usłyszanej bezpośrednio od świadków i uczestników tamtych wydarzeń. Nie tylko z często łatwych do manipulowania statystyk albo jednostronnych raportów ale z bezpośrednich rozmów z mieszkańcami i pracownikami strefy. Na przykład z lekarką, z którą dzięki pomocy władz strefy udało się nam spotkać i porozmawiać.

Galina Piatusowa (Галина Пятусова), 64 lat. W chwili katastrofy pracowała w klinice dziecięcej w Prypeci. Ciesząca się dużym poważaniem, nadal czynna zawodowo, zajmuje się badaniami profilaktycznymi osób pracujących w strefie. Wszyscy się jej boją. Od jej decyzji zależy bowiem przyszłość każdej osoby tu pracującej. Brak podpisu lekarki na dokumentach medycznych oznacza konieczność opuszczenia strefy, utratę pracy i lepszych niż gdzie indziej zarobków.

Na nowo ożyły wspomnienia i obrazy tamtych chwil.

Czułem się trochę niepewnie widząc ją pierwszy raz, czekającą na nas w przychodni w Czarnobylu. Nie wiedziałem czy zgodzi się pojechać z nami do Prypeci, do miejsca z którym tak wiele ją łączyło, gdzie spędziła najlepsze lata swojego życia. Czy może odmówi, nie chcąc wracać pamięcią do zdarzeń, które przyniosły jej tyle bólu i cierpień.

Na szczęście, ubrana w biały fartuch lekarka bez wahania wsiadła do samochodu i natychmiast zaczęła swoją opowieść. Była tak interesująca, że nawet nie zauważyłem jak znaleźliśmy się w Prypeci. A jak już rozpoczęła to długo nie mogła zakończyć. Na nowo ożyły wspomnienia i obrazy tamtych chwil. Nieświadomie zachęciły lekarkę do prawdziwych zwierzeń. Wzruszenia i łzy wywołane wciąż żywymi wspomnieniami.

Rozmowa z lekarką – szpital w Prypeci

„Tu mieszkam”

Łzy wzruszenia. W tle – „Sławimy kobiety-matki, których miłość nie zna granic, których piersi wykarmią cały świat. – M. Gorki”

Opowieść Galiny można przeczytać – TUTAJ

PIKNIK NA SKRAJU DROGI

Opowieść Galiny na długo pozostanie w mojej pamięci. Pełna emocji, osobistych wyznań i szczegółów. Jakże inna niż pełne niezrozumiałych terminów i cyfr, wyzute z emocji raporty naukowców, którzy często nawet nie widzieli miejsca katastrofy.

Zupełnie inny przebieg mało drugie spotkanie. Przypadkowo poznane dwie Ukrainki zgodziły się pokazać nam przedszkole, w którym pracowała jedna z nich oraz mieszkanie, gdzie mieszkała druga.

Nikt jednak nie przewidział, że z pozoru niewinne spotkanie przekształci się w mały piknik na skraju drogi. Odnalazłszy i odwiedziwszy opuszczony dom, jedna z kobiet, chyba w geście radości lub uczczenia tej pamiętnej chwili, wyciągnęła szklany słoik z jasnobrązowym płynem oraz niewielki foliowy woreczek. Szykuje się impreza – pomyślałem natychmiast. Nie pomyliłem się. Płyn szybko okazał się palącą, domowej roboty gorzałką, a w woreczku, mięsno-warzywne zakąski. To się nazywa prawdziwa Ukraińska gościnność – stwierdziłem, wychyliwszy pierwszy kieliszek…

Piknik na skraju drogi

Po kilku głębszych byliśmy gotowi na zwiedzanie przedszkola. Wewnątrz, najbardziej poruszyły mnie dziecięce zabawki – plastikowe lalki, samochodziki oraz pluszowe misie. Regały z bajkami, obok malutkie stoliki na których wciąż leżą pokolorowane dziecięcą ręką zeszyty. I wszędzie rozsypane kredki. W pomieszczeniu obok, kilkadziesiąt starych, zardzewiałych łóżek, w których zmęczone zabawą dzieci mogły uciąć sobie poobiednią drzemkę.

Przedszkole „Złoty Kogucik”

WSZYSTKO TRZEBA ODKRYĆ SAMEMU

Szukanie śladów komunistycznej ideologii i propagandy oraz spotkania z byłymi mieszkańcami nie były jedynym celem ostatniej wyprawy.

POCZTA

W zasadzie to centrum telekomunikacyjne, położone w samym centrum miasta, z pocztą, centralą telefoniczną, telegrafem i publicznymi telefonami. Wydawał się mało ciekawym bo pozbawionym jakichkolwiek urządzeń, obiektem. Odwiedzany przez setki jednodniowych turystów, został skutecznie „oczyszczony” z jakichkolwiek interesujących przedmiotów. Jedynie co zostało to tysiące – czy też bardziej właściwie – kilogramy mało interesujących dokumentów, kwitków i pustych formularzy. Makulatura.

Być może właśnie dlatego nigdy nic ciekawego tam nie znalazłem – pomyślałem, kolejny raz odwiedzając to miejsce. Jednakże tym razem postanowiłem poszukać głębiej. I opłaciło się. Poświęciwszy trochę czasu i energii odnalazłem kilka prawdziwych unikatów; przedmiotów, których już dawno tu nie powinno być. Zupełnie nowe, czyste kartki pocztowe. A nawet całe paczki. Pakowane po 50 sztuk i przewiązane nylonowym sznurkiem…

Pocztówki po lewej – „Chwała ojczyźnie październikowej”. Po prawej – „Sława wielkiemu październikowi – 1917”

„Chwała październikowi”

Pocztówki – „Chwała październikowi” oraz „9 maja – Dzień Zwycięstwa”

Mural wewnątrz budynku poczty.

Gdy czytacie ten reportaż, kartek pewnie już tam nie ma. Pozostawione w widocznym miejscu, bezpowrotnie zniknęły w kieszeniach setek przechodzących turystów….

ŚWIĘTO FLAGI

Duga. Radar pozahoryzontalny, potocznie zwany Okiem Moskwy. Rzadko udaje się go dokładnie zwiedzić. Częste zmiany kierownictwa strefy skutecznie utrudniają lub wręcz uniemożliwiają uzyskanie stosownych przepustek. Każdy nowy naczelnik strefy to nowe zasady, nowe ograniczenia i nowe opłaty. Zawsze wyższe. Tym razem szczęście dopisało. Dzięki niegdysiejszemu pracownikowi tegoż kompleksu, brama stała przed nami otworem. Dzięki jego pomocy ogromny kompleks radarowy oraz okoliczne budynki służące do jego obsługi na nowo zaczęły odkrywać swoje tajemnice.

„Gwiezdne wojny” – główny budynek kompleksu Czarnobyl-2

Porozrzucane urządzenia radiotelekomunikacyjne

Główne pomieszczenie – sala kontrolna

Szafy telekomunikacyjne

Hala w głównym budynku

Jedną z takich tajemnic jest przyszłość radaru. Już wcześniej chodziły słuchy, że radar będzie rozebrany na złom. Nawet pod samą anteną, tą mniejszą, można znaleźć odcięte fragmenty konstrukcji. Wydawało się, że ta naprawdę przepiękna w formie, unikatowa konstrukcja ma zniknąć na zawsze. Okazuje się, że będzie jednak inaczej. Dwa niezależne źródła potwierdziły, że radar został sprzedany (lub lada moment ma zostać) . Japończykom. Na szczęście nie na złom. Konstrukcję kupiono z zamiarem postawienia na jej szczycie anten telekomunikacyjnych. Decyzja godna pochwały. Wreszcie zdecydowano się ocalić jedną z najciekawszych, unikalnych na skalę światową, konstrukcji.

Tymczasem, po raz kolejny wspiąłem się na szczyt anteny aby wreszcie powiesić to, co od kilku wizyt zawsze nosiłem przy sobie, czekając na odpowiednią okazję. Niedługo pewnie zawiśnie tu biała flaga z czerwonym słońcem w środku… Ale co tam, dziś jest święto polskiej flagi.

Mocowanie flagi na szczycie anteny

Chwila zadumy (i odpoczynku) na szczycie anteny

Widok z dołu

Niezwykle skomplikowana ale uporządkowana konstrukcja

KU CHWALE OJCZYZNY

Kto by przypuszczał, że w Prypeci można znaleźć strzelnicę, w dodatku w piwnicy szkoły podstawowej. Okazuje się, że strefa ma wiele tajemnic i wciąż potrafi zaskoczyć.

Ale strzelnica to tylko część pewnej ideologicznej całości, której sens wyjaśnia dopiero znajdujące się obok niej pomieszczenie. Niewielka sala wewnątrz której znajdują się dwa rzędy ciasno ustawionych ławek, a na końcu, przy ścianie, tablica. Po obu jej stronach wiszą jaskrawo czerwone, propagandowe plakaty. To sala, w której prowadzono wykłady z przysposobienia obronnego. Sala, w której edukowano młodych rosyjskich patriotów.

To tutaj uczniowie starszych klas brali udział w zajęciach z zakresu obrony cywilnej, metod ochrony przed zagrożeniami militarnymi i udzielania pierwszej pomocy. W programie nauczania mieściła się także tematyka wojskowa; podawane były informacje o rodzajach broni, zasadach służby wojskowej i topografii. A w ramach zajęć praktycznych – ćwiczenia strzeleckie.

Sala wykładowa w piwnicy szkoły

Plakat „Sława radzieckiemu narodowi”

Strzelnica – otwory strzelnicze

Strzelnica

MUZYKA POTRZEBĄ NARODÓW

Włodzimierz Lenin wierzył, że literatura oraz sztuka mogą być wykorzystywane równie dobrze dla celów edukacyjnych, jak i politycznych oraz ideologicznych. Polityczni następcy kontynuowali jego dzieło otaczając troskliwą opieką tysiące radzieckich talentów – poetów, śpiewaków, aktorów, muzyków i malarzy. Budowali dla nich, również w Prypeci, wiele instytucji kulturalnych – domy kultury, szkoły muzyczne, kina i teatry. Efekt, w mieście wciąż można znaleźć wiele porzuconych instrumentów muzycznych, z których najlepiej zachowały się te największe. Pianina i fortepiany. Wielkie i ciężkie. Trudne do wywiezienia i sprzedaży, stały się bezwartościowym przedmiotem dla złodziei.

Milczące od 25 lat. Zakurzone, pożółkłe, często niewydające żadnych dźwięków. Pozostawione na pastwę czasu i wilgoci niszczeją. Odnalazłem ich już kilkadziesiąt i wciąż odnajduję nowe. Tak jak tym razem, gdy idąc przez nieznany mi wcześniej rejon miasta natknąłem się na sklep. Sklep w którym sprzedawano pianina.

Sklep z pianinami – 15 sztuk

HALA TURBIN

Wielokrotnie już odwiedzałem 5 i 6 blok elektrowni atomowej – pomyślałem. Dlatego może tym razem sprawdzę też przyległe im budynki. Jedynym z nich, największym, jest hala turbin. Długa na kilkaset metrów, mieściła kiedyś 2 turbogeneratory o wydajności 500 MW każdy oraz liczne urządzenia pomocnicze. Wewnątrz hali temperatura natychmiast spada o kilkanaście stopni a z ust zaczyna wydobywać się para. Ciemno. Gdzieniegdzie pozostawione butle i palniki acetylenowe każą przypuszczać, że niewiele tu już pozostało. Niedaleko, biała metalowa tablica informuje: „Hala turbin. Energoblok nr 5 – data ukończenia styczeń 1986”. Na drugim końcu hali odnajduję jeszcze nie pocięte części większych urządzeń, np. kondensator.

Hala turbin – wejście

Kondensatory pary

Nigdy niedokończony kompleks elektrowni atomowej jest ostatnim obiektem, który odwiedzam. Ostatnim, ale jednym z najważniejszych. Bez elektrowni atomowej nie byłoby przecież pobliskiej Prypeci oraz jej 50 tysięcy mieszkańców. Nie byłoby też tragedii 300.000 tysięcy przymusowo wysiedlonych mieszkańców strefy.

Każdy wyjazd uczy mnie pokory i rozwagi wobec energii jądrowej. Uczy mnie patrzeć i widzieć więcej niż można wyczytać w książkach lub oglądnąć w telewizji. Uczy mnie prawdziwej historii. Historii opowiedzianej przez uczestników tamtych wydarzeń: pracowników, likwidatorów oraz zwykłych mieszkańców.

Każdy wyjazd to jak podróż w nieznaną mi przeszłość. To okazja do poznania nowych miejsc, nowych ludzi, nowych sytuacji. Okazja do wyrobienia sobie własnego zdania na temat skutków katastrofy.

Nie opuściwszy jeszcze strefy wiem, że wkrótce tu wrócę….

EPILOG

Japonia. Fukushima. Czerwiec 2011. – 3 miesiące po trzęsieniu ziemi i tsunami.

Co z tego, że katastrofa w Fukushimie nie przypomina tej w Czarnobylu, skoro rezultat jest niemal identyczny? Terabekerele radioaktywnych substancji, skażona i zamknięta 20 km strefa, ewakuacja tysięcy ludzi, likwidatorzy… I mówi się już o sarkofagu.

A różnice?

W Czarnobylu był (i nadal jest) problem z rdzeniem jednego reaktora, w Fukushimie są trzy.

Dziś już wiadomo, że wiele wcześniejszych,uspokajających lub celowo wprowadzających w błąd informacji, nie sprawdziło się. Naukowcy, w obliczu obecnych wydarzeń oraz napływających informacji, po cichu wycofują się ze swych zapewnień, że katastrofa nie jest groźna, reaktory nowoczesne a skażenie niskie. Już nawet sama Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) potwierdza, że katastrofa w Fukushimie jest co najmniej tak zła, jak w Czarnobylu (co oznacza, że może być jeszcze gorsza).

Już po kilku godzinach od katastrofy doszło do stopienia rdzenia w reaktorze nr 1, a wkrótce potem także w reaktorze nr 2 i 3. We wszystkich doszło do potężnych eksplozji, głównie wodoru. Paliwo we wszystkich trzech reaktorach przepaliło stalową obudowę zbiorników ciśnieniowych i przedostało się do zewnętrznej obudowy bezpieczeństwa. Istnieją podejrzenia, że jedna z nich jest nieszczelna, co grozi przedostaniem się radioaktywnych materiałów na zewnątrz, do wód gruntowych i atmosfery. Jakby tego było mało, w reaktorze nr 3 uległ uszkodzeniu basen z zużytym paliwem MOX, dużo bardziej niebezpiecznym niż paliwo uranowe, używane w pozostałych reaktorach. Aby zapobiec katastrofie, cały czas trwa pompowanie wody w celu chłodzenia stopionego paliwa.

Wskutek wybuchów, licznych przecieków oraz niekontrolowanych lub celowych emisji, do atmosfery przedostały się ogromne ilości radioaktywnych substancji. Kilka dni temu, Japońska Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego podwoiła swoje wcześniejsze szacunki odnośnie poziomu radioaktywnych substancji, które wydostały się z elektrowni tylko w pierwszym tygodniu po katastrofie. Równocześnie ostrzega, że w obecnej ocenie kryje się wciąż spory margines błędu. Wielu ekspertów uważa, że do dnia dzisiejszego, ilość uwolnionych substancji radioaktywnych jest już równa, jeśli nie większa, niż w Czarnobylu.

Ostatnie odczyty promieniowania w budynku reaktora nr 1 wskazują na niespotykany wcześniej w powietrzu, wysoki poziom promieniowania – 4 Sv/h. Radioaktywne izotopy: cez, stront, pluton odnajdywane są w różnych, często odległych o kilkadziesiąt kilometrów miejscach. W międzyczasie zainstalowano również stalowe kurtyny wodne wokół ujęć, aby spowolnić rozprzestrzenianie się skażonej wody do Pacyfiku.

Ewakuowana jest nawet ludność z niektórych miejsc położonych poza 20km zamkniętą strefą, gdzie odnajdywane są nowe radioaktywne „hot spoty”. Japończycy zaczynają już mieć tego dosyć. W Tokio oraz w całej Japonii odbywają kliku, kilkunastotysięczne manifestacje przeciwko energii nuklearnej oraz przeciw bierności rządu Japonii wobec katastrofy….

„Awaria w Fukushimie po raz kolejny pokazała, że zabezpieczenia nigdy nie będą wystarczające, gdyż nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń wynikających z katastrof naturalnych, zawodnej techniki czy błędów ludzkich. ” – to cytat z okładki filmu „Alone in the Zone” – który polecam tym wszystkim, którzy chcą sobie odpowiedzieć na pytanie – czy warto ryzykować.

Jeżeli jestesteś fotografem, masz więcej niż 25 lat i chciałbyś się przyłączyć – napisz coś o sobie i wyślij: arek (małpa) podniesinski (kropka) pl

Skomentowano 2 razy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *