Radar pozahoryzontalny DUGA był jednym z najważniejszych elementów systemu wczesnego ostrzegania przed amerykańskim atakiem nuklearnym na ZSRR. Kosztujący więcej niż pobliska elektrownia atomowa kompleks składał się z dwóch ogromnych zespołów anten odbiorczych położonych w Czarnobylu i jednego zespołu nadawczego – już nieistniejącego – w oddalonej o 60 kilometrów miejscowości Lubecz-1. Zadaniem radaru było wykrywanie lotu pocisków balistycznych mogących przenosić głowice jądrowe, co pozwoliłoby na odpowiednio wczesny atak odwetowy, zanim amerykańskie bomby dotrą do celu. Cały kompleks ściśle strzeżono, a jego istnienie utrzymywano w tajemnicy. Dla obsługujących go około 1000 osób i ich rodzin wybudowano niewielkie miasteczko Czarnobyl-2 wraz z niezbędną infrastrukturą: szkołą, przedszkolem, hotelem, kinem, a nawet boiskiem sportowym. Ze względu na fakt, że ZSRR strzegło swoich wojskowych sekretów, nie wiadomo, czy radar był skuteczny lub czy w przyczynił się do ochrony kraju w czasie zimnej wojny. Wiadomo za to, że przestał działać wskutek promieniowania wywołanego przez katastrofę w Czarnobylu i wkrótce potem został zamknięty.
Ponad 30 lat później antena nadal jest jedną z największych konstrukcji tego typu na świecie i prawdziwym arcydziełem mechanicznej inżynierii. Jej majestatyczny kształt góruje nad całą okolicą i jest widoczny z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Gdy blisko 10 lat temu wszedłem na szczyt DUGI, prawdopodobnie dokonałem tego jako pierwszy od czasu katastrofy. Wtedy jeszcze cały kompleks był zamknięty i pilnie strzeżony, więc zadanie nie należało do łatwych. Dzisiaj mogą go już odwiedzać turyści, chociaż ze względów bezpieczeństwa nadal wchodzenie na antenę jest zabronione. Jednak wielu śmiałków ignoruje zakaz, za co jeden z nich kilka lat temu zapłacił najwyższą cenę.
To cud, że antena wciąż istnieje. Ze strefy rozkradziono już niemal wszystkie metalowe konstrukcje, począwszy od zawartości nieukończonego bloku nr 5 elektrowni atomowej, poprzez tysiące pojazdów biorących udział w likwidacji skutków awarii, a na niezliczonej ilości grzejników, rur i innych drobnych przedmiotów skończywszy. Ważąca 13 tysięcy ton metalowa konstrukcja warta jest kilka milionów dolarów, więc chętnych na szybki i łatwy zarobek nigdy nie brakowało. Jakiś czas temu rozważano wysadzenie anteny w powietrze, gdyż tak prościej i taniej byłoby pociąć ją potem na złom. Na przeszkodzie podobno stanęła ogromna waga DUGI, gdyż wstrząs po jej zawaleniu mógł zagrozić oddalonej o 9 kilometrów elektrowni atomowej. Tyle szczęścia nie miał oddalony o 2 kilometry od głównego kompleksu mały, pomocniczy radar, nazywany z racji swojego kształtu Kręgiem. Niestrzeżony szybko został pocięty i sprzedany na złom. Niewiele brakowało, a podobny los spotkałby również jedną z dwóch głównych anten kompleksu DUGA, bowiem zaczęto z niej odcinać najbardziej wartościowe, wykonane ze znacznie droższej stali dipole. To było bardzo karkołomne zadanie. Złodzieje wyposażeni w palniki acetylenowe musieli się wspinać na wysoką na 80 metrów konstrukcję i bez żadnych zabezpieczeń odcinać wystające z niej dipole. Część z nich do dzisiaj leży u podnóża anteny, tak jakby ktoś spłoszył złodziei i w pośpiechu nie zdążyli ich ze sobą zabrać. Niszczycielskim działaniom złodziei metalu opiera się jeszcze tylko najwyższa, mierząca 135 metrów antena. Na jak długo?
W swoim fotograficznym archiwum posiadam wiele zdjęć miejsc, urządzeń i przedmiotów, które dziś już nie istnieją. Nie przetrwały grabieży, wpływu niszczycielskiej natury czy najazdu dziesiątek tysięcy turystów. Czy to samo będzie z antenami? Nie chciałbym, aby jedynym świadectwem ich istnienia były zdjęcia. Dlatego wydaje mi się, że jedyną gwarancją ocalenia tej niezwykłej, unikalnej konstrukcji jest wpisanie jej na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Może to zrobić jedynie Ukraina, więc to do niej należy pierwszy krok. Na wszelki wypadek zrobię jednak kilka nowych zdjęć.
P.S. Gdy 8 lat temu robiłem pierwsze zdjęcia lotnicze anteny musiałem do tego celu użyć helikoptera, prawdziwego radzieckiego Mi-2. Dziś w zupełności wystarczy dron. Próbowałem wiele razy, aż wreszcie się udało. Pogoda była idealna: chmury wystarczająco gęste i odpowiednio nisko. Trzeba było tylko wdrapać się na sam szczyt anteny i stamtąd startować, a potem wylądować. Nie jest to łatwe bo na górze z reguły wieje bardzo silny wiatr i jest bardzo mało miejsca. Wszystko po to, aby uniknąć zmoczenia obiektywu podczas przelatywania przez chmury, co niweczyło cały wysiłek.
P.S. 2. Wszystkich zainteresowanych niezwykłą historią radaru odsyłam do fotoreportażu z jednej z moich poprzednich wypraw, w którym znajdziecie znacznie więcej informacji i zdjęć – https://www.podniesinski.pl/portal/reaktor-4/.
Wcześniejsze reportaże z Czarnobyla i Fukushimy:
2019 – SARKOFAG I NAJBARDZIEJ RADIOAKTYWNE MIEJSCA W CZARNOBYLU
2019 – FUKUSHIMA 8 LAT PO
2017 – ZAPOWIEDNIK – BIAŁORUSKA STREFA WYKLUCZENIA
2016 – FUKUSHIMA: DRUGI CZARNOBYL?
2015 – FUKUSHIMA
2015 – STREFA W 4K II
2015 – ZIMA W STREFIE
2014 – STREFA W 4K
2014 – POZA TURYSTYCZNYM SZLAKIEM 2
2013 – POZA TURYSTYCZNYM SZLAKIEM 1
2013 – ALONE IN THE ZONE 2 – KULISY
2013 – ALONE IN THE ZONE 2 – PREMIERA
2013 – DŁUGI WEEKEND W STREFIE
2012 – BOHATEROWIE NIEISTNIEJĄCEGO KRAJU
2011 – REAKTOR 4
2011 – MAŁE REAKTORY
2011 – ALONE IN THE ZONE 1 KULISY
2011 – ALONE IN THE ZONE 1 FILM
2010 – ALONE IN THE ZONE 1
2010 – DZIEŃ ZWYCIĘSTWA
2010 – CZARNOBYL TRZECIA WYPRAWA
2009 – CZARNOBYL EXPEDITION FILM
2009 – CZARNOBYL DRUGA WYPRAWA
2008 – CZARNOBYL – POCZĄTEK
You’re breathtaking!
Zdjęcia super tylko szkoda, że powtarzasz oficjalne kłamstwa. Duga to była broń, którą Ruscy wywoływali trzęsienia ziemi na terenie USA. Potrzebowała ogromnej ilości prądu wiec zbudowali dla niej elektrownię atomową. Amerykanie nie byli w stanie się przed nią bronić, więc poprosili o pomoc Izrael, który posiadał podobną instalację zdolną wysłać potężną ilość energii w wybrane miejsce. Żydzi uderzyli w Dugę co spowodowało powrót prądu do elektrowni. Ruscy mieli jakieś zabezpieczenie bodajże wielki kondensator (transformator?) chłodzony wodą , który po dobie im padł i prąd wrócił do reaktora.
Ujecia z drona udaly sie rewelacja, szkoda ze w czasach kiedy ja wchodziłem na duge nie bylo jeszcze dronow