Najnowszy reportaż ze strefy w całości będzie poświęcony projektowi filmowemu „Strefa w 4K”. Jego celem jest zebranie dokumentacji filmowej Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia w nowym standardzie rozdzielczości telewizyjnej i filmowej. Ten dopiero co zyskujący na popularności standard charakteryzuje się dwukrotnie większą rozdzielczością niż tzw. Full HD oraz czterokrotnie większą liczbą pikseli. Dzięki temu nagrany obraz charakteryzuje się niesamowitą ostrością i znacznie większą ilością detali.
O swoim pomyśle wspominałem już w fotoreportażu z poprzedniej wyprawy, podczas której przerażony szybkim niszczeniem i dewastacją strefy, postanowiłem do niej wrócić i wszystko utrwalić w 4K. Zapytacie po co 4K, skoro rzadko kto posiada taki telewizor lub monitor, nie wspominając o odtwarzaczu lub szybkim komputerze zdolnym przetworzyć tak ogromną ilość informacji.
Odpowiedź jest prosta. Zanim upowszechni się technologia 4K, zanim stanie się standardem, zniknie większość z opisywanych w moich reportażach miejsc. Dlatego trzeba ją sfilmować już teraz, zanim będzie za późno. Ocalić ją w możliwie najwyższej jakości obrazu. Nie można dłużej zwlekać.
W przyszłości, zebrany materiał filmowy będzie mógł zostać wykorzystany w różnorodnych filmach dokumentalnych związanych z czarnobylską katastrofą.
Kilkanaście tysięcy zdjęć, setki godzin wideo i dwa filmy dokumentalne.
Od ponad 7 lat nieprzerwanie odwiedzam Czarnobylską Strefę Wykluczenia. Piętnaście, a może dwadzieścia razy? Już dawno przestałem liczyć. Przez cały ten okres nieprzerwanie zbieram dokumentację zdjęciową i filmową. Oto krótki bilans – kilkanaście tysięcy zdjęć, setki godzin wideo i dwa filmy dokumentalne. Łącznie z zebraną dokumentacją strefy w 4K prawdopodobnie stanowić ona będzie największy zbiór materiałów fotograficznych i filmowych o Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia.
Tak więc tym razem wracam do strefy uzbrojony w 2 profesjonalne kamery nagrywające w 4K. Główną kamerą jest nagrywająca w formacie 4K RAW Sony FS700. Nagrywanie w bezstratnym formacie RAW oznacza znacznie większą możliwość późniejszej obróbki materiału wideo. Dzięki wymiennej optyce istnieje również możliwość założenia szerokokątnego obiektywu, niezbędnego przy kręceniu w niewielkich pomieszczeniach. Przy użyciu tej kamery powstaną również najcenniejsze ujęcia np. z wnętrza bloku 4. Drugą kamerą jest Sony Z100, która z uwagi na mniejsze, bardziej kompaktowe rozmiary, posłuży do ujęć wymagających większej poręczności i mobilności. Z taką kamerą dużo łatwiej wejść na szczyt DUGI. Uzupełniającymi kamerami są Panasonic Lumix GH4 oraz GoPro, które z racji swoich niewielkich rozmiarów i niskiej wagi posłużą do kręcenia ujęć lotniczych z drona.
Kiedyś wystarczyły 3-4 dni aby zobaczyć wszystkie najciekawsze miejsca. Obecnie, szczególnie po kilku ostatnich wyjazdach, opisanych w dwóch reportażach z cyklu „Poza turystycznym szlakiem”, potrzeba przynajmniej tygodnia. Miasto Poliśkie, odwiedziny u samosiołów, dalekie ale dużo lepiej zachowane wioski. Każdy kolejny wyjazd przynosi coś nowego. Dlatego tym razem jadę na 8 dni, podczas których również mam nadzieję znaleźć coś nowego.
Nie do wszystkich miejsc udaje mi się dostać. Jednym z nich jest składowisko odpadów Buriakivka. Ten zajmujący prawie 100 ha teren składa się z 30 ogromnych rowów (150×50 metrów każdy) w których zakopano radioaktywne odpady z całej strefy. Na jego terenie znajduje się również składowisko pojazdów biorących udział w akcji likwidacji skutków czarnobylskiej awarii. Wcześniej wielokrotnie udawało mi się odwiedzić Buriakivkę . W rezultacie powstał kilkunastominutowy film oraz wywiad z kierownikiem składowiska, które zostały włączone do drugiej części Alone in the Zone. Jednak od ponad roku zezwolenia przestały być wydawane. Dlaczego? Przez lata wizyt w strefie nauczyłem się jednego. Jak gdzieś nie można wejść , oznacza to tylko jedno, cięty jest tam metal na złom. Tak było ze składowiskiem w Rosoce (już nie istnieje), Czarnobylem-2 (część anten została odcięta od masztów), ostatnio przez pewien czas zamknięta była Stacja Janów (pocięto część wagonów). Teraz przyszła pora na składowisko odpadów w Buriakivce. Na początku sądziłem, że cięte są wyłącznie znajdujące się tam porzucone pojazdy. Ale chyba nie doceniłem ukraińskiej przedsiębiorczości. Na składowisku otwierane są całe doły, w których kiedyś zakopano radioaktywne odpady, aby wyciągnąć z nich co cenniejsze metalowe elementy.
Wizyty w pozostałych miejscach, m.in. w elektrowni atomowej, szczególnie w bloku 4 oraz na placu budowy nowej arki po raz kolejny zostały odłożone do następnej wizyty. A właściwie do czasu ustabilizowania sytuacji na Ukrainie, która spowodowała podniesienie reżimu bezpieczeństwa w elektrowni i wstrzymanie naszej wizyty do czasu poprawy sytuacji.
Osoby, które nie widziały Rosochy, Buriakivki lub elektrowni mogą je zobaczyć w jednym z moich starszych reportaży TUTAJ
DRON
Dokumentacja strefy nie byłaby kompletna bez zdjęć lotniczych. Wielkie budowle – chłodnia kominowa, anteny radaru DUGA albo niedokończony blok 5 – spojrzenie na nie z innej, rzadziej spotykanej perspektywy na pewno uatrakcyjni niejeden film.
Do współpracy nad ujęciami lotniczymi zaprosiłem mojego przyjaciela Phila, tego samego, który był odpowiedzialny za ujęcia lotnicze do drugiej części Alone in the Zone. Tym razem Phil zabrał ze sobą mniejszego drona, za to wyposażonego w znacznie lepszy system stabilizacji obrazu. Dzięki niemu nie będzie konieczności poddawania obrazu żadnej dodatkowej stabilizacji programowej, która znacznie pogarsza jakość obrazu.
Tym razem wykonanie zaplanowanych ujęć było znacznie trudniejsze niż poprzednio. Loty bez GPS, wewnątrz budynków, chłodni kominowej czy ‘na ślepo’ (poza zasięgiem wzroku oraz sygnału transmitującego obraz wideo), wymagały znacznie większych umiejętności.
Pierwszą serię lotów wykonaliśmy nad anteną DUGA. Jest to jedno z niewielu miejsc, które powinny zostać sfilmowane z powietrza. Rosnący wokół anteny gęsty las skutecznie ogranicza uzyskanie szerokiego ujęcia anten z ziemi. Dopiero lot nad drzewami, w niewielkim oddaleniu, pozwala objąć całą antenę i w pełni docenić jej potęgę.
Kolejne loty wykonaliśmy w Prypeci. Jednym z najważniejszych ujęć jakie chciałem wykonać był przelot wzdłuż Alei Lenina , głównej ulicy miasta, w kierunku głównego placu Prypeci. Dron miał lecieć dokładnie pomiędzy dwoma rzędami wysokich drzew prowadzących do centrum, a następnie przelecieć nad centralnym placem i domem kultury Energetyk. Zamierzam wykorzystać to ujęcie do sekwencji otwierającej film poświęcony Prypeci.
Następnie wykonaliśmy kilka lotów nad wesołym miasteczkiem, a na zakończenie powtórzyliśmy lot nad 16 piętrowcem aby sfilmować stojące na jego dachu godło.
Kolejne serie lotów wykonaliśmy na terenie budowy chłodni kominowych. Poprzednio nie udało nam się wykonać lotu wewnątrz chłodni kominowej z uwagi na nie docierający do jej wnętrza sygnał GPS. Teraz obyliśmy się bez niego.
Z tego samego miejsca postanowiliśmy wystartować w kierunku bloku 5. Jest on znacznie oddalony od chłodni kominowej dlatego był to jeden z tych lotów, które w końcowej fazie, z racji zbyt dużej odległości, odbywały się na ślepo tj. poza zasięgiem wzroku oraz sygnału transmitującego obraz wideo.
Coraz to ryzykowniejsze ujęcia w końcu musiały doprowadzić do katastrofy. Realizując ujęcia na stacji kolejowej Janów zaplanowałem lot wzdłuż torów prowadzących w stronę elektrowni atomowej. Dron miał wystartować z jednego z wagonów, wznieść się ponad sieć trakcyjną, a następnie lecieć wzdłuż torów w kierunku mostu prowadzącego do Prypeci, przelecieć nad nim, a następnie lekko skręcić w prawo i polecieć przez moment w kierunku bloku 4.
Wszystko odbywało się bez żadnych komplikacji do momentu spodziewanej utraty sygnału wideo pokazującego pilotowi co filmuje i gdzie znajduje się dron. Z niewiadomych przyczyn prawie jednocześnie z utratą sygnału wideo nastąpiła również utrata łączności z samym dronem. Sytuacja nie jest jeszcze wtedy taka groźna. Elektronika sterująca dronem jest tak zaprogramowana, żeby w razie utraty łączności z dronem mógł on bezpiecznie wrócić i wylądować. W takiej sytuacji automatycznie uruchamia się tryb FAIL SAFE i dron korzystając z GPS i zapamiętanej drogi lotu jest w stanie wrócić w miejsce startu i wykonać automatyczne lądowanie. Niestety pilot nie przewidział, że sygnał GPS podawany jest z pewnym stopniem niedokładności (rzędu kilku metrów). Wystarczyło to aby dron spotkał się z siecią trakcyjną i z wysokości 10 metrów runął na ziemię.
Wydawałoby się, że po upadku drona z takiej wysokości nic z niego nie zostanie. Na szczęście poza uszkodzeniem śmigieł i łączenia przewodów nic poważniejszego się nie stało. Niestety, pomimo posiadania zapasowych śmigieł, połączenie przewodów okazało się niemożliwe do wykonania na miejscu. Zatem resztę zaplanowanych ujęć wykonamy podczas następnej wizyty.
SZPITAL
Piwnica szpitala to jedno z najbardziej radioaktywnych miejsc w Prypeci, a przynajmniej takie było zanim turyści zaczęli je odwiedzać i wynosić znajdujące się wewnątrz radioaktywne ubrania strażaków. Zniknęły również dwa strażackie hełmy i niewykluczone, że dziś przyozdabiają wnętrze jakiegoś kolekcjonera radioaktywnych pamiątek. Wskutek tych działań promieniowanie w pomieszczeniu w którym znajdowało się kiedyś najwięcej ubrań, spadło z ponad 2 mSv/h do poniżej 1 mSv/h. Znaczną cześć tego skażenia wynieśli na swoich ubraniach nieświadomi zagrożenia turyści. I w swoich organizmach – jeśli nie mieli założonych masek ochronnych. Wcale nie przesadzam, gdyż słyszałem opowieści o osobach, które popisywały się swoją odwagą (i głupotą) zakładając na głowy radioaktywne hełmy albo rozkładając i wynosząc ubrania na zewnątrz.
Nawet zachowując szczególną ostrożność bardzo łatwo można ulec skażeniu. Ostatnim razem przydarzyło się to również mnie, gdy filmując porozrzucane ubrania nieopatrznie dotknąłem kolanem podłogi lub jednego z ubrań. Dowiedziałem się o tym dopiero przy opuszczaniu strefy, przechodząc obowiązkowe badanie dozymetryczne. Jednak dzięki świadomości istnienia ryzyka oraz znajomości zasad postępowania, poradzenie sobie z problemem jest bardzo proste.
JUPITER
Piwnice fabryki Jupiter to kolejne miejsce w którym należy zachować szczególną ostrożność. W znajdujących się tutaj laboratoriach wciąż można znaleźć różne nieznane i radioaktywne substancje. Mnie szczególnie interesują 4 metalowe skrzynki z radioaktywną zawartością, której przeznaczenia, pomimo badań dozymetrycznych, nie potrafię do tej pory odgadnąć.
Wysoki poziom wód gruntowych oraz wiosenne opady spowodowały, że od półtora roku piwnica jest zalana. W pewnym sensie jest to zaletą, gdyż woda skutecznie blokuje promieniowanie. Trzymany nad powierzchnią wody dozymetr nie pokazuje żadnego podwyższonego promieniowania. Z drugiej jednak strony, nie wiadomo jak radioaktywne są miejsca i rzeczy po których akurat się stąpa. Zwłaszcza, że wszędzie widać unoszące się na powierzchni wody metaliczne, różnokolorowe plamy. Wskazują one, że w wodzie uległy rozpuszczeniu nieznane substancje chemiczne, których pełno znajduje się w piwnicy.
Jedno jest pewne – pół metra wody skutecznie odstrasza ciekawskich turystów.
Wszystkich ciekawskich odsyłam do drugiej części filmu Alone in the Zone, w którym można zobaczyć piwnice Jupitera, tajemnicze skrzynie oraz analizę spektrometryczną jej zawartości.
WSCHÓD SŁOŃCA
Sądząc po ilości otrzymanych komentarzy i e-maili, niekwestionowanym numerem jeden ostatniej wyprawy do strefy były zdjęcia Prypeci o wschodzie słońca. Szczególnie zdjęcie zrobione na dachu w centrum Prypeci z godłem Ukrainy oraz elektrownią w tle, które nawet pewien miłośnik strefy zażyczył sobie w ponad 2 metrowym formacie, mającym stać się główną ozdobą jego salonu. Tego typu zdjęcia są dość trudne do wykonania ze względu na konieczność uzyskania dodatkowych pozwoleń na pobyt w I strefie w godzinach nocnych oraz ze względu na zakaz wchodzenia na dachy budynków, który coraz częściej jest skrupulatnie przestrzegany. Jednak wyjątkowość i ulotność tego miejsca i chwili powodują, że wróciłem tam jeszcze raz. Tym razem z kamerą.
Gdzie w strefie można jeszcze podziwiać wschód słońca? Oczywiście na szczycie DUGI! Trzeba tylko pamiętać aby wstać odpowiednio wcześnie aby zdążyć wspiąć się na jej szczyt zanim słońce wzejdzie.
Chciałem również z bliskiej odległości sfilmować i sfotografować elektrownię na tle wschodzącego słońca. Aby ustalić najlepsze miejsce do wykonania takiego zdjęcia skorzystałem ze strony internetowej suncals.net, która pozwala określić położenie słońca w określonym miejscu i czasie. Niestety pozycja wschodzącego słońca o tej porze roku uniemożliwiła wykonanie takiego ujęcia. Okazało się jednak, że jest to możliwe o zachodzie słońca. Z dachu niedokończonego bloku 5.
ODKRYCIA
Chyba każdy odwiedzający czarnobylską strefę marzył kiedyś o odnalezieniu nietkniętego domu lub mieszkania. Takiego, które jakimś cudem umknęło uwadze złodziei lub ciekawskich turystów. Zamkniętego przez opuszczających go mieszkańców. Pełnego porozrzucanych przedmiotów z ubiegłej epoki. To również moje marzenie, które wreszcie udało mi się spełnić. To największe odkrycie tego wyjazdu.
Za każdym razem odwiedzając strefę staram się poświęcić 1-2 dni na odwiedzanie zupełnie nowych miejsc. Często zapuszczam się kilkadziesiąt kilometrów w głąb strefy. Najczęściej bez większego powodzenia, większość domów jest zawalonych, zniszczonych albo pustych. Czasem znajdę kilka zdjęć, jakiś mebel albo gazetę lub kalendarz, które zdradzają kiedy dom został opuszczony. Dlatego staram się szukać obiektów użyteczności publicznej. Szkół, przedszkoli, klubów, gdyż tam znacznie częściej można jeszcze znaleźć interesujące przedmioty. Książki, zeszyty, albumy, kartki pocztowe, zdjęcia, instrumenty muzyczne – przedmioty, które ocalały do dziś ponieważ dla złodziei nie stanowiły żadnej wartości. Podczas poprzedniej wizyty dopisało mi szczęście gdyż odnalazłem dwie dobrze zachowane szkoły. Zwykle w ich odnalezieniu pomagają mi informacje na temat każdej wsi, które można znaleźć w internecie. Czasem po samej wielkości wsi, ilości byłych mieszkańców lub jej odległości od innych można z dużym prawdopodobieństwem określić czy może znajdować się tam szkoła albo inny interesujący budynek. Czasem w precyzyjnej lokalizacji pomagają byli mieszkańcy tychże miejscowości. Bardzo przydatne są również satelitarne mapy strefy.
Kilka chat było wciąż zamkniętych na kłódkę.
Przygotowując się do tej wyprawy również zrobiłem odpowiedni research, a następnie wytypowałem kilka obiecujących miejsc. Jedno okazało się trafione – niewielka wieś oddalona o kilkadziesiąt kilometrów od Czarnobyla. Moją uwagę przyciągnęły drewniane chaty leżące na samym jej końcu. Kilka chat było wciąż zamkniętych na kłódkę albo zabitych metalowymi sztabami. Jedną z chat obszedłem dookoła szukając innego wejścia lub wybitego okna przez które już wcześniej ktoś inny wszedł. Nic takiego nie znalazłem. Nie mogłem uwierzyć, że chata może być w nienaruszonym stanie. Wieś jest całkowicie opuszczona więc to niemożliwe żeby wciąż tu mieszkał jakiś samosioł. Nie mam jednak odwagi aby sforsować drzwi i się o tym przekonać.
Na szczęście drzwi do wielu innych domów nie są zamknięte na żaden klucz czy kłódkę. Czasem przed otwarciem drzwi chroni jedynie zwykły skobel lub kawałek drutu owiniętego wokół klamki.
Do tych chat zaglądam.
Dla kogoś przyzwyczajonego do pustych, rozgrabionych i zniszczonych domów, wnętrza pełne różnych przedmiotów robią niesamowite wrażenie. Porozrzucane poduszki, koce, gobeliny, zdjęcia, naczynia i inne przedmioty codziennego użytku. Jakby mieszkańcy musieli w pośpiechu opuszczać swoje domy. Jednak ten pośpiech na pewno nie był związany z ewakuacją mieszkańców wskutek katastrofy. Sądząc po datach na znalezionych gazetach i kalendarzach są to domy byłych samosiołów. Przymusowo wysiedlonych mieszkańców, którzy wbrew decyzjom władz, wrócili do swoich domów i żyli w nich jeszcze kilka, a czasem kilkanaście lat po katastrofie.
Koniecznie muszę tu jeszcze wrócić.
W tym czasie niektórymi z nich opiekowali się ich dzieci lub wnuki mieszkające poza zamkniętą strefą. Przywozili im zapasy żywności, potrzebne lekarstwa, rąbali drzewo na opał. A czasem, schorowanego i niezdolnego do samodzielnej egzystencji zabierali w końcu do siebie. Ci którzy nie mieli tyle szczęścia zdani byli na kulejącą pomoc państwa lub bezinteresowną pomoc pracowników strefy.
Znalezione w opuszczonych domach osobiste pamiątki, szczególnie zdjęcia i osobiste notatki, wskazują, że ich mieszkańcy prawdopodobnie zmarli w samotności. Bez rodziny lub przyjaciół, którzy z pewnością po ich śmierci zabraliby wszystkie rodzinne pamiątki. Pozostawione jednak na miejscu dają nam, którzy teraz tu wracają, wyobrażenie jak wyglądały takie same domy opuszczone prawie 30 lat temu, których wnętrza są obecnie całkowicie rozgrabione i zniszczone.
Koniecznie muszę tu jeszcze wrócić.
Innym pełnym emocji momentem było odnalezienie kilku drewnianych skrzyń w jednej z piwnic w Prypeci. Metalowe, zardzewiałe obejmy oplecione wokół skrzyń wskazywały, że jeszcze nigdy nie były otwierane. Skutecznie pobudzało to moją wyobraźnię. Zawartość była jednak łatwa do przewidzenia. Maski. Dziesiątki równo poukładanych dziecięcych masek. Nigdy nie używane, czekały na odkrycie prawie 30 lat. A pod nimi równo poukładane filtry oraz płócienne torby na ramię w których je noszono. Obok plastikowe fiolki ze sztyftem zapobiegającym parowaniu szkieł. Kompletne zestawy na wypadek atomowego konfliktu.
ARKA
Na zakończenie warto również sprawdzić postępy prac przy budowie nowego sarkofagu. Najlepiej na dwóch filmach, z których pierwszy prezentuje etapy budowania i podnoszenia pierwszej części nowego sarkofagu, a drugi przesuwanie jej aby zrobić miejsce dla budowy drugiej części.
Nie wszyscy wiedzą, że przy budowie nowego sarkofagu pracują również Polacy. Zostali oni zatrudnieni przez firmę Format-Lambda, która jest podwykonawcą firmy Novarka, generalnego wykonawcy nowego sarkofagu. Większość stanowią 20-, 30- letni mężczyźni pracujący jako zbrojarze oraz alpiniści. Zbrojarze zajmują się montażem stalowych szkieletów, zalewanych następnie betonem, które będą stanowiły konstrukcję nośną elementów nowego sarkofagu. Z kolei alpiniści pracują przy poszyciu dachu nowej arki.
Ze względu na wymagające warunki pracy i narażenie na promieniowanie, wszyscy robotnicy przed rozpoczęciem pracy muszą zostać poddani kompleksowym badaniom medycznym. Na początku w Polsce oraz powtórnie po przyjeździe na Ukrainę. Muszą również przejść dwutygodniowe szkolenia odbywające się w Sławutyczu, gdzie m.in. uczą się zasad bezpieczeństwa i pracy w narażeniu na promieniowanie. Dopiero po ukończeniu szkolenia oraz braku medycznych przeciwwskazań do pracy w narażeniu na promieniowanie jonizujące, pracownicy mogą przystąpić do właściwej pracy. Trwa ona 7,5 godziny dziennie (w tym 1,5 h przerwy) przez dwa tygodnie, łącznie z sobotami i niedzielami. Po nich następują dwa tygodnie przerwy, na czas której robotnicy wracają do Polski. Taki cykl pracy powtarza się przez 6 kolejnych miesięcy po których następuje obowiązkowa półroczna przerwa (niepłatna). Praca w takim wymiarze czasu pracy, zwłaszcza długość przerw pomiędzy kolejnymi zmianami, została wprowadzona aby ograniczyć negatywny wpływ promieniowania na organizm i zdrowie człowieka.
Praca w narażeniu na promieniowanie jonizujące wymaga również zachowania szczególnych środków ostrożności oraz stałej kontroli medycznej. Większość pracowników musi nosić specjalne ubrania ochronne oraz maski przeciwpyłowe. Dodatkowo wszyscy mają codziennie pobierany wymaz z nosa, a raz w miesiącu wymaz z odbytu. Okresowo pobierana jest również krew do analizy. Codziennie muszą również poddawać się badaniom na specjalnym urządzeniu służącym do detekcji radioizotopów w organizmie człowieka.
W trakcie pracy niezwykle ważne jest ścisłe przestrzeganie określonych limitów dawek promieniowania. Dla pracowników mających styczność z promieniowaniem dzienna dawka została ustalona na poziomie 0,2 mSv. Aby jej nie przekroczyć każdy pracownik nosi przy sobie dozymetr. Mierzy on poziom promieniowania oraz emituje specjalny sygnał dźwiękowy, gdy wartość otrzymanej dawki promieniowania zbliża się do 0,2 mSv. Robotnik musi wtedy bezzwłocznie zakończyć pracę i opuścić teren budowy. Do końca dnia ma już wolne.
Maksymalny poziom dziennej dawki promieniowania (0,2 mSv) nie został ustalony przypadkowo. Jeśli przemnożymy go przez liczbę dni pracy w roku (ok. 90), pracownik nie powinien przekroczyć dopuszczalnej rocznej dawki promieniowania ustalonej dla pracowników mających styczność z promieniowaniem (20 mSv). Dla porównania, 100 mSv jest maksymalną roczną dawką dla pracowników radiologicznych i służb ratowniczych w sytuacjach wyjątkowych (np. awaria elektrowni), a 500 mSv, w sytuacjach ratowania życia ludzkiego. Dla kontrastu, średnia roczna dawka promieniowania w Polsce wynosi ok. 3,35 mSv (z tego ok. 2,4 mSv z naturalnych źródeł).
Aby zrekompensować zagrożenia wynikające z pracy w narażeniu na promieniowanie jonizujące (oraz znaleźć chętnych do pracy) średni poziom płac przy budowie nowego sarkofagu jest wyższy niż na zwykłych budowach. Co ciekawe, jest on wyższy ale nie dla wszystkich jednakowo. Dla przykładu, polski zbrojarz otrzymuje ok. 1700 Euro miesięcznie, a jego ukraiński kolega za tą samą pracę otrzymuje 4- krotnie mniej (oboje w rzeczywistości za dwa tygodnie pracy ponieważ drugie dwa są wolne). Niemniej jednak, biorąc pod uwagę średni koszt życia w obu krajach, dysproporcje nie są już tak duże.
Na zakończenie warto wspomnieć, że o godzinie 22 wszyscy pracownicy muszą wrócić do hotelu pracowniczego, a wszystkich obowiązuje zakaz spożywania alkoholu. Po pracy również. Podobno przestrzeganie tego ostatniego zakazu jest trudniejsze niż sama praca przy budowie sarkofagu.
CO DALEJ?
Czas zrobić sobie przerwę. Tak jak budowniczowie nowej arki, tak i ja muszę trochę odpocząć od promieniowania. W chwili gdy czytacie ten fotoreportaż jestem już jedną nogą w Afryce. Samochód już płynie, a ja robię ostatnie przygotowania. Do Afryki wracam kontynuować rozpoczęty w 2012 roku projekt fotograficzny Zagubione Dusze. TUTAJ RELACJA
Dlatego wszystkich odważnych fotografów i filmowców zapraszam tym razem również do współuczestnictwa w wyprawie do Afryki zamiast do Czarnobyla. Więcej szczegółów TUTAJ
P.S. A do Czarnobyla wracam zimą 2014, a potem wiosną 2015 :-). Jeśli chcesz współuczestniczyć w jednej z nich napisz kilka słów o sobie i wyślij na arek (małpa) podniesinski (kropka) pl.
P.S. 3 Reportaże o moim projekcie w TVN24
POPRZEDNIE FOTOREPORTAŻE ZE STREFY:
2014 – POZA TURYSTYCZNYM SZLAKIEM 2
2013 – POZA TURYSTYCZNYM SZLAKIEM 1
2013 – ALONE IN THE ZONE 2 – KULISY
2013 – ALONE IN THE ZONE 2 – PREMIERA
2013 – DŁUGI WEEKEND W STREFIE
2012 – BOHATEROWIE NIEISTNIEJĄCEGO KRAJU
2011 – REAKTOR 4
2011 – MAŁE REAKTORY
2011 – ALONE IN THE ZONE 1 KULISY
2011 – ALONE IN THE ZONE 1 FILM
2010 – ALONE IN THE ZONE 1
2010 – DZIEŃ ZWYCIĘSTWA
2010 – CZARNOBYL TRZECIA WYPRAWA
2009 – CZARNOBYL EXPEDITION FILM
2009 – CZARNOBYL DRUGA WYPRAWA
2008 – CZARNOBYL – POCZĄTEK
Nie no kolejny kawał świetnej roboty. Zdjęcia są fenomenalne. Naprawdę pana podziwiam za to co pan robi. Te wszystkie domy te pomieszczenia. Ahh chciał bym wymyślić bardziej kreatywne słowa ale jedyne co ciśnie mi się na usta to Wspaniałe zdjęcia świetnie wszystko opisane. Pełen podziw dla pana oraz słowa uznania.
Arku jestem pełen podziwu oglądając i czytając Twoje reportaże, jest to dla mnie bardzo ciekawy temat i z Twoich materiałów dowiedziałem się najwięcej o Zonie, mam nadzieję, że będę miał kiedyś możliwość podziękować Ci osobiście i wybrać się z Tobą na jedną z wypraw. Dziękuję, że dajesz mi, nam, poczuć ducha tamtych miejsc. Pozdrawiam.
Rewelacja.. jak zwykle zresztą. :)
Kolejny fenomenalny fotoreportaż. Czyta się go i ogląda zdjęcia z zapartym tchem. Tak trzymać :) Pozdrawiam!
Cóż dodać, cóż ująć. Świetnie jak zwykle. Słowa są zbędne :)
Panie Arku kapitalny fotoreportaż podobnie jak i pozostałe. Cudownie się je ogląda, podobnie jak Pana filmy. Wyczekuję następnych materiałów, naprawdę kawał kapitalnej roboty! Pozdrawiam!
Kolejny świetny reportaż. Kawał kapitalnej roboty. Pełen szacunek dla Pana Arka. Wszystkie reportaże czytam z pełnym zaciekawieniem. Oczywiście zdjecia – mistrzostwo świata. Pozdrawiam serdecznie.
Ile można pisać kolejny świetny reportaż przecież u pana Arka to wiadomo nawet bez zapoznawania się z nowym materiałem można komentarz napisać ale ta foto relacja naprawdę sporych emocji dostarczyła. Nie można znaleźć słów jak opisać wschód słońca ze szczytu oka moskwy czy zachód z najsłynniejszą elektrownią atomową w tle. Nawet jeżeliby za kilka kilkanaście lat wyszedł Alone in the zone 4K to zdecydowanie warto by było kupić telewizor czy monitor żeby obejrzeć choćby tylko ten jeden jedyny film.
Panie Arku gratuluję i powodzenia w Afryce czekamy na kolejne materiały.
Legnica! :)
Ja również podpisuję się pod słowami moich przedmówców – FANTASTYCZNA ROBOTA Panie Arku!
Pozdrawiam i życzę powodzenia w nadchodzących przygodach.
Pan Zapewne nie interesuje się zbytnio grami komputerowymi ale grał pan lub widział Grę Metro 2033 oraz Metro Last Light. Wczoraj miała premierę Specjalna Edycja tych gier o nazwie Redux. Te gry są na podstawie powieści Dimitrija Głuchowskiego. Gry mają niesamowity klimat Post Nuklearnego świata. Gdy wirtualnie zwiedzam Tunele Metra i czuję niesamowity klimat i posępną Atmosferę oraz czuję się jak zapewne pan gdy zwiedza pan Zonę. Gorąco Panu polecam Jak i książki tak i gry. AA i sory że tak pod tym foto reportażem to napisałem
Bardzo ciekway reportarz, instalacja anten robi wrażenie swoim ogromem.
Fantastyczna robota. Zdjęcia z opuszczonych chatek zapierają dech w piersiach!
Jestem pełen podziwu !
Też bym chciał tam kiedyś się wybrać :)