W LABIRYNCIE SARKOFAGU

Minęło prawie 10 lat, odkąd po raz pierwszy odwiedziłem elektrownię atomową w Czarnobylu.  Stanowiło to dla mnie wielkie przeżycie. Wreszcie mogłem zobaczyć miejsce, które wcześniej znałem wyłącznie z telewizji i książek oraz cierpkiego smaku płynu Lugola, który musiałem wypić kilka dni po katastrofie. Po wielokrotnych wizytach w elektrowni w końcu udało mi się nawet wejść do uszkodzonego bloku nr 4 i zobaczyć okryty ponurą sławą pokój kontrolny. To w tym miejscu przeprowadzono nieudany eksperyment, zakończony eksplozją reaktora i niekontrolowaną emisją do atmosfery terabekereli radioaktywnych izotopów. Dekadę temu uzyskanie niezbędnych pozwoleń, aby na własne oczy zobaczyć, jak wygląda epicentrum wydarzeń z kwietnia 1986 r., było niezmiernie żmudne i skomplikowane. Dzisiaj taka wizyta stanowi obowiązkowy punkt większości turystycznych wycieczek.

Dziś znowu wracam do elektrowni. Tym razem chcę zobaczyć nowe, niefotografowane przeze mnie miejsca. Gdy po kilku miesiącach starań, wysyłania pism, rozmów telefonicznych i różnych innych uzgodnień wreszcie otrzymałem zgodę, byłem bardzo podekscytowany. Jak powiedział jeden z pracowników odpowiedzialnych za moją wizytę: uzyskałem ekskluzywny dostęp do elektrowni atomowej. Nie mogę się doczekać, aby sprawdzić, co to tak naprawdę oznacza. Najbliższe dwa dni spędzę więc na robieniu zdjęć, które mam nadzieję w przyszłości wykorzystać w kolejnym albumie fotograficznym z cyklu HALF-LIFE. Zapewne nie powstanie on prędko, więc w międzyczasie podzielę się z wami moimi refleksjami z wizyty w elektrowni i opowiem, jak wyglądało jej fotografowanie. Ale kto wie, może za kolejne 10 lat każdy z was będzie mógł zobaczyć te miejsca  na własne oczy?

Powód moich regularnych wizyt wciąż pozostaje taki sam: chęć udokumentowania zmian, jakie zachodzą w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. A jest ich całkiem sporo: począwszy od wybudowania Nowej Arki, o której szerzej pisałem w tym miejscu, a skończywszy na kilku nowych obiektach przemysłowych, dzięki którym likwidacja elektrowni, w tym uszkodzonego bloku nr 4, stanie się możliwa i znacznie bezpieczniejsza. Mam nadzieje, że pod wpływem powolnych, ale systematycznych zmian poprawi się wizerunek Czarnobyla kojarzonego wyłącznie z największą katastrofą jądrową na świecie.

BK-2 – budynek administracyjny nr 2

Wszyscy odwiedzający czarnobylską elektrownię muszą przejść przez budynek administracyjno-socjalny, nazywany ABK-1, w którym znajdują się biura kierownictwa i kluczowe departamenty oraz podziemny bunkier z centrum kryzysowym. Stąd wąskim, ponad 800-metrowym korytarzem można dostać się na teren pozostałych bloków elektrowni. Szerzej pisałem o tym miejscu tutaj.

Tym razem wizytę rozpoczynam od budynku BK-2, znanego również jako ABK-2. W czasie gdy pracowały jeszcze wszystkie cztery bloki elektrowni, dzielił on swoje obowiązki z ABK-1, jednak gdy kilkanaście lat temu wyłączono z eksploatacji ostatni blok, nikomu niepotrzebny budynek zamknięto.  

Po lewej BK-2, pośrodku blok nr 3, a za nim Nowa Arka skrywająca zniszczony blok nr 4

Znajdująca się w głównym holu budynku winda nie budzi mojego zaufania. Migająca lampa i trudność z otwarciem drzwi powodują, że na dziewiąte piętro wolę iść po schodach. Z okien budynku doskonale widać ogromną bryłę bloku reaktora nr 3, a za nim Nową Arkę skrywającą uszkodzony reaktor nr 4. Ten widok przypomina mi wydarzenia z lata 1986 r., gdy u podstawy wysokiej na kilkadziesiąt metrów ściany pracowali górnicy. Wydrążyli podziemny tunel, aby wylać betonową płytę pod uszkodzonym reaktorem, mającą zapobiec przedostaniu się radioaktywnej lawy do ziemi. Wówczas też, w pierwszych miesiącach po katastrofie, wszystkie okna w budynku BK-2 zasłonięto ołowianymi płytami, aby zmniejszyć wysokość promieniowania. Większość pięter zajęły przebieralnie i prysznice dla likwidatorów. Ich zadaniem było uprzątnięcie radioaktywnego gruzu powstałego po eksplozji reaktora. Do pracy musieli ubrać się w grube gumowe kombinezony i ważące ponad 20 kilogramów ołowiane płyty, a następnie przebiec kilkadziesiąt metrów, jakie dzieliły BK-2 i ścianę reaktora nr 3. Dwie, trzy łopaty i szybki powrót – tak wysokie było promieniowanie w tym miejscu. Nawet tak krótka chwila nie była obojętna dla zdrowia, ale likwidatorzy nie myśleli wtedy o korzyściach, pieniądzach i nagrodach, po prostu wypełniali swój żołnierski obowiązek.

Widok z dachu BK-2 na blok nr 3

Dzisiaj już nie widać śladów po tamtych zdarzeniach. Na zewnątrz jest cicho i spokojnie, a stosy skażonej gleby i gruzu spod reaktora dawno zniknęły. Wszystko wokół wylano asfaltem. Wracam do teraźniejszości i systematycznie, piętro po piętrze zaglądam do każdego pomieszczenia, a gdy znajduję coś ciekawego, fotografuję. Chociaż większość wartościowych przedmiotów lub ważnych dokumentów już dawno zniknęła, wciąż dostrzegam wiele interesujących pamiątek sprzed kilku czy kilkunastu lat. Dla jednych mogą one wydawać się bezużytecznymi lub nic nieznaczącymi przedmiotami, dla innych są cennymi artefaktami, pamiętającym czasy, gdy elektrownia generowała prąd. Dwóch towarzyszących mi pracowników elektrowni chyba podziela moją opinię, bo z równie wielkim zapałem zagląda w kąt każdego pomieszczenia, a gdy tylko znajduje coś wartego uwagi, natychmiast mnie woła. Bez ich pomocy przegapiłbym kilka ciekawych rzeczy.

Porcelanowa zastawa z logo elektrowni

Stara fotografia przedstawiająca nowo wybudowany, pierwszy blok elektrowni

Warsztat elektroniczny

Pomieszczenie magazynowe w BK-2

Pomieszczenie biurowe w BK-2

Rozbite zegary biurowe w jednym z pomieszczeń BK-2

Centralka telefoniczna w jednym z biur BK-2

Poruszanie się wewnątrz budynku i zaglądanie do wszystkich pomieszczeń przypomina urbex, czyli eksplorację stworzonych i opuszczonych przez człowieka struktur. Może z tą różnicą, że urbex zwykle odbywa się bez zgód właściciela obiektu, ja zaś jestem tutaj zupełnie legalnie.

Gdy mamy już wychodzić na zewnątrz, postanawiam jeszcze sprawdzić piwnicę. To taki naturalny odruch wyuczony przez lata dokumentowania czarnobylskiej strefy. Często bowiem właśnie w takich miejscach, ciemnych, niepozornych i trudno dostępnych, odnajdywałem wiele cennych, niezniszczonych artefaktów.

Podziemny bunkier w piwnicy BK-2

Zaraz na początku natrafiam na masywne, stalowe drzwi. Identyczne jak w bunkrze, który znajduje się w podziemiach budynku ABK-1. Tam prowadzą do centrum kryzysowego, w którym kierowano przebiegiem akcji po katastrofie elektrowni w 1986 r. Centrum odwiedziłem kilka lat temu, więc możecie przeczytać o nim tutaj. Niestety, nie jestem w stanie sprawdzić, co znajduje się za tymi pancernymi drzwiami. Mechanizm całkowicie zardzewiał, co uniemożliwia otwarcie drzwi i zaglądnięcie do środka.

ISF-1 – tymczasowy przechowalnik wypalonego paliwa nr 1

Każdy, kto odwiedzał Czarnobylską Strefę Wykluczenia i stał naprzeciwko starego sarkofagu, a później przykrywającej go Nowej Arki pewnie zastanawiał się, co to za wysoki, szary budynek znajduje się po jej lewej stronie. To tymczasowy przechowalnik wypalonego paliwa, w skrócie ISF-1, kolejne miejsce na mojej liście odwiedzin.

ISF-1 – tymczasowy przechowalnik wypalonego paliwa nr 1

Jak we wszystkich czynnych obiektach jądrowych panuje tutaj surowy reżim bezpieczeństwa. Pierwszą przeszkodą po wejściu do budynku są masywne, obrotowe drzwi z elektroniczną kontrolą dostępu. Zanim jednak towarzyszący mi pracownik elektrowni przyłoży kartę i wstuka kod pin, musi zadzwonić do ochrony i zapowiedzieć naszą wizytę. Tuż za drzwiami znajduje się kolejna bramka, wykrywająca metale, a obok niej czuwa dwóch uzbrojonych żołnierzy. Jeden z nich skrupulatnie, cyfra po cyfrze porównuje numery mojego paszportu i sprzętu fotograficznego. Wisząca na ścianie kamizelka kuloodporna i hełm wskazują, że żołnierze nie są tu tylko po to, aby sprawdzać dokumenty. Na szczęście wszystko się zgadza i możemy wejść dalej. Zanim jednak zostaniemy wpuszczeni do głównej części kompleksu, tzw. strefy brudnej, musimy się przebrać w strój ochronny oraz założyć rękawiczki i maskę. Dostaję również dozymetr, który zlicza pochłoniętą dawkę promieniowania. Przy wyjściu procedura się powtórzy w odwrotnej kolejności, i tak w każdym odwiedzanym kompleksie. Czasem procedury trwają dłużej niż pobyt wewnątrz obiektu.

Zmiana obuwia przed wejściem do strefy brudnej

Najpierw spotykam się z głównym inżynierem obiektu. Po kilku formalnościach zabiera mnie na obchód całego kompleksu i opowiada o zachodzących w nim procesach. Na początku idziemy do największej hali, w której znajduje się ogromny basen z ponad 21 000 zużytych zestawów paliwowych pochodzących z reaktorów nr 1–3. Promieniowanie w zależności od miejsca waha się od 40 do 800 μSv/h, czyli jest około 200-4000 razy większe niż w zwyczajnych miejscach. ISF-1 jest przechowalnikiem wypalonego paliwa typu mokrego, co oznacza, że zestawy paliwowe zanurzone są w wodzie. Ogromny basen składa się z pięciu żelbetonowych zbiorników przykrytych setkami stalowych pokryw. Stąpając po nich, czuję się dość dziwnie i niepewnie ze względu na świadomość, co się pod nimi znajduje. W dodatku każdy mój krok wywołuje poruszenie się stalowej klapy, czemu towarzyszy roznoszący się po całej hali hałas. Uspokaja mnie dopiero widok inżyniera, który pewnie stąpa po płytach, w ogóle się na mnie nie oglądając. Po chwili inżynier schyla się i otwiera jedną z nich. Promieniowanie wzrasta, ale tylko nieznacznie. Brak pokrywy niewiele zmienia, największą barierą ochronną przed promieniowaniem jest woda.

Biuro kierownika zmiany

Basen wypalonego paliwa

Zestawy paliwowe

W hali obok wyciągane są zestawy paliwowe.  Teraz mogę tu swobodnie przebywać, ale w czasie tej procedury panuje bardzo wysokie promieniowanie, około 2 Sv/h. To już dawka, która może wywołać poważną chorobę popromienną, a nawet śmierć. Z tego powodu sterowanie całym procesem następuje zdalnie – przez niewielkie okienko z grubego ołowianego szkła lub przez system monitorów i kamer – z usytuowanego kilkanaście metrów wyżej niewielkiego pomieszczenia.

Pomieszczenie, w którym wyciągane jest paliwo

Wnętrze basenu

Po wyciągnięciu z wody długich, metalowych prętów zawierających paliwo  i włożeniu ich do przypominającego pocisk masywnego kosza są one opuszczane i wkładane do specjalnie skonstruowanego do tego celu pociągu. Dopiero wówczas można je bezpiecznie wywieźć na zewnątrz. Po co? Jak wskazuje nazwa kompleksu nie został on zaprojektowany do długoterminowego przechowywania wypalonego paliwa, bo jego projektowa trwałość kończy się w 2028 r. Dlatego niedawno ukończono budowę drugiego kompleksu, do którego przeniesiono już pierwszą partię paliwa, by przechowywać je w znacznie bezpieczniejszych i stabilniejszych warunkach. Będzie on kolejnym punktem mojego programu.

Otwór, przez który transportuje się zestawy paliwowe do znajdującego się poniżej pociągu

Pociąg, którym wywozi się paliwo na zewnątrz

Kontrola dozymetryczna po opuszczeniu kompleksu

ISF-2 – tymczasowy przechowalnik wypalonego paliwa nr 2 

Kompleks ISF-2 pełni funkcję tymczasowego przechowalnika wypalonego paliwa typu suchego. Zanim zużyte paliwo tam trafi, ulega najpierw przetworzeniu w znajdującym się na jego terenie budynku.

ISF-2 – tymczasowy przechowalnik wypalonego paliwa nr 2

We wnętrzu moją uwagę przyciąga tzw. gorąca komora, serce całego budynku. Duże, hermetycznie zamknięte pomieszczenie, całkowicie odizolowane od środowiska zewnętrznego grubymi betonowymi ścianami, przez które można zajrzeć do środka przez niewielkie ołowiane szyby rozmieszczone po obu stronach komory. Zainstalowano w nim odporne na wysokie promieniowanie kamery oraz zdalnie sterowane maszyny i narzędzia. Tutaj zestawy paliwowe z nieczynnych reaktorów będą cięte na pół, osuszane, a później pakowane do dwuwarstwowych, stalowych kanistrów.

Wnętrze gorącej komory

Na zewnątrz komory znajdują się monitory, konsole i wielkie ramiona zakończone manipulatorami i przyciskami umożliwiającymi zdalne wykonanie nawet najbardziej skomplikowanych operacji. Dla laika, nieobeznanego z procesem przetwarzania paliwa jądrowego, to naprawdę kosmiczny widok. Gdy patrzę przez grubą ołowianą szybę na te wszystkie maszyny i narzędzia, przychodzi mi na myśl film science fiction Obcy: Przebudzenie, w którym w podobnej komorze próbowano ujarzmić niebezpiecznego ksenomorfa. Z wiadomym skutkiem.

Pulpity sterujące

Ale wracając do rzeczywistości: widok gorącej komory uzmysławia mi, z jak niebezpiecznym zadaniem mamy do czynienia. I to długotrwałym, gdyż zawarte w paliwie radioizotopy rozpadają się tysiące lat. Tak więc 100 lat, czyli okres składowania przetworzonego paliwa w ISF-2, to dla radioaktywnych izotopów zaledwie mrugnięcie oka. Co później? ISF-3? Tego jeszcze nie wiemy. Być może powstanie technologia umożliwiająca przetworzenie i wykorzystanie paliwa do innych celów, a być może paliwo skończy w podziemnym składowisku radioaktywnych odpadów. To problem, z jakim zmierzymy się nie my, ale przyszłe pokolenia.

Kanistry na przetworzone paliwo

Wózek do transportu kanistrów z przetworzonym paliwem do betonowego modułu, w którym będzie spoczywać przez 100 lat

W grudniu 2020 r. zakończyły się tzw. gorące testy całego kompleksu. Przetworzono wówczas po raz pierwszy 22 pojemniki ze 186 zespołami paliwowymi, a następnie zapakowano je do 2 stalowych kanistrów i zeskładowano w betonowych modułach za głównym budynkiem. Szacuje się, że cały proces przetwarzania paliwa zajmie około 10 lat i kompleks stanie się największym na świecie magazynem suchego wypalonego paliwa.

Betonowe moduły do magazynowania kanistrów

ICSRM – zakład utylizacji stałych odpadów radioaktywnych

Oprócz ISF-1 i ISF-2, zajmujących się zużytym paliwem jądrowym, na terenie elektrowni wybudowano również dwa zakłady utylizacji stałych i płynnych odpadów radioaktywnych, nagromadzonych w trakcie eksploatacji i likwidacji elektrowni oraz pochodzących z sarkofagu. Odwiedzam pierwszy z nich, gdzie przerabia się nisko-, średnio- i wysokoaktywne odpady w celu ich tymczasowego lub ostatecznego składowania, m.in. beton, piasek i metal. W ogromnym budynku znajduje się system połączonych ze sobą hermetycznych kesonów, gorących komór i innych pomieszczeń, w których radioaktywne odpady są cięte, fragmentowane, rozdrabniane, sortowane według stopnia radioaktywności, kompresowane i spalane. Wszystkie prace wykonuje się za pomocą zdalnie sterowanych maszyn umożliwiających przymocowanie do nich wymiennych narzędzi, m.in. młota pneumatycznego, kruszarki do betonu, piły łańcuchowej czy nożyc hydraulicznych. Przetworzone odpady następnie zamyka się i zacementowuje w betonowych kontenerach, po czym trafiają na składowisko radioaktywnych odpadów. Podobnie jak ISF-2 zakład przetworzył już pierwszą partię radioaktywnych odpadów i obecnie jest w końcowej fazie gorących testów i certyfikacji.

Keson

Jeden z pulpitów kontrolnych

Pulpit sterowniczy

Wnętrze gorącej komory

W oddali wielofunkcyjna maszyna BROOK

Zgniatarka do beczek

Magazyn pustych pojemników na radioaktywne odpady

NOWA ARKA

Nowa Bezpieczna Powłoka lub po prostu Nowa Arka to ogromna, 110-metrowa stalowa konstrukcja, którą zbudowano w celu przykrycia starego i wysłużonego sarkofagu. Ogranicza ona negatywny wpływ promieniowania na środowisko, społeczeństwo i personel, a dzięki zamontowanym u jej szczytu dźwigom ułatwi demontaż niestabilnych struktur starego sarkofagu i usunięcie z jego wnętrza paliwa jądrowego oraz materiałów je zawierających.

Nowa Arka

Stary sarkofag

Nową Arkę wizytowałem wielokrotnie w czasie jej budowy oraz po jej zakończeniu i nasunięciu gigantycznej konstrukcji na stary sarkofag. Możecie o tym przeczytać tutaj. Wspominałem wtedy, że bez odpowiedniej perspektywy trudno jest ocenić wielkość całej budowli. Dlatego tym razem odwiedzam ją z zamiarem wykonania zdjęcia z postacią ludzką, by dzięki tej perspektywie docenić ogrom Nowej Arki. Głównym celem mojej wizyty jest jednak znajdujący się pod nią stary sarkofag.

SARKOFAG  

Jak zapewne większość czytelników wie, sarkofag zbudowano na ruinach budynku skrywającego uszkodzony reaktor nr 4, aby ograniczyć emisję radioaktywnego skażenia po katastrofie. Pracujący pod presją czasu oraz w ekstremalnie trudnych i niebezpiecznych warunkach robotnicy wykonali zadanie w rekordowo krótkim czasie 206 dni. W jego wnętrzu nie prowadzi się obecnie żadnych prac, chociaż regularnie kontroluje się integralność strukturalną całego kompleksu oraz stan zainstalowanych wewnątrz urządzeń kontrolno-pomiarowych, czuwających nad bezpieczeństwem jądrowym, radiacyjnym i sejsmicznym. Odpowiedzialny za to jest m.in. personel operacyjny Cechu Eksploatacji Sarkofagu oraz Cech Bezpieczeństwa Radiacyjnego. Zadaniem tego drugiego jest dbanie o bezpieczeństwo personelu podczas wykonywania prac konserwacyjnych i naprawczych, a także rutynowe monitorowanie sytuacji radiacyjnej wewnątrz obiektu. Zajmują się tym dozymetryści, których spotykam w niepozornym pokoju niedaleko wejścia do wnętrza starego sarkofagu.

Większą część pomieszczenia zajmują biurka, na których oprócz komputerów i monitorów leżą szczegółowe plany każdej kondygnacji sarkofagu. Na ścianie wisi mapa całego kompleksu, na której zaznaczono strefy o różnym poziomie dostępu. Najwięcej miejsca zajmują jednak szafki z równo poukładanymi dozymetrami używanymi przez personel wchodzący na teren sarkofagu. Dozymetryści nie są zbyt rozmowni i niechętnie reagują na moją prośbę, by opowiedzieli, na czym polega ich praca. Ożywiają się dopiero, gdy ich proszę, aby zabrali mnie do wnętrza sarkofagu i pokazali, jak w praktyce wygląda ich robota.

Plan Nowej Arki i sarkofagu, na którym dozymetrysta wskazuje miejsce naszego pobytu

Plan wnętrza sarkofagu

Plan kondygnacji 0

Na chwilę przed wejściem do wnętrza sarkofagu

Wygląda na to, że się zgodzili, bo otrzymuję dozymetr i kategoryczne polecenie, abym niczego nie dotykał. Mam przy sobie teraz już trzy takie urządzenia. Dwa zliczają otrzymaną dawkę, a trzeci aktualny poziom promieniowania. Najpierw głównymi schodami 059/2 dostajemy się na poziom +3, skąd udajemy się do wnętrza sarkofagu. Ze względów bezpieczeństwa pierwszy idzie dozymetrysta. Wchodzimy w głąb długiego korytarza, a następnie stalowymi schodami schodzimy w dół. Wszędzie łuszczy się stara farba, a po obu stronach ciągną się grube, metalowe rury i plączą przewody elektryczne. Wszystko pokrywa specjalny roztwór wiążący kurz i utrudniający rozprzestrzenianie się radioaktywnych izotopów. Nadaje on powierzchniom różowe, połyskliwe zabarwienie.

Schody prowadzące na wszystkie kondygnacje starego sarkofagu

Na początku promieniowanie jest stosunkowo niskie

Przed każdym pomieszczeniem wisi kartka z numerem i nic niemówiącą mi nazwą: 101/4 – Трасса откачки ЖРО ОУ, potem 101/3 – РУСН-6kB itd. Dopiero po powrocie rozszyfrowuję wszystkie skróty i opisy: trasa pompowania ciekłych odpadów promieniotwórczych, rozdzielnia elektryczna 6kV itd.

Pomieszczenie 101/3 – rozdzielnia elektryczna

Niestety, po rozdzielniach elektrycznych nie ma już śladu

W labiryncie podobnie wyglądających korytarzy szybko tracę orientację i po chwili przestaję zwracać uwagę na oznaczenia. Ślepo podążam za dozymetrystą. Chociaż maski uniemożliwiają nam wdychanie radioaktywnego pyłu, nie możemy nic zrobić, aby chronić siebie przed przenikającym nasze ciała promieniowaniem gamma. Za każdym rogiem może czaić się niewidoczne niebezpieczeństwo. W takiej sytuacji dozymetry są naszymi oczami, dzięki nim wiemy, jak daleko możemy się posunąć.

Wszędzie widoczne są kilometry rur i przewodów elektrycznych

Myśl, że poruszam się po tajemniczym labiryncie radioaktywnych korytarzy, przykrytym dwoma sarkofagami, wywołuje u mnie stres oraz potęguje uczucie niepewności i zagubienia. Staram się jednak ze wszystkich sił skupić na fotografowaniu, chociaż pośpiech, skąpe oświetlenie i brak statywu wcale tego nie ułatwiają. Mimo tego, trzymając w jednej ręce dozymetr, a w drugiej aparat staram się zrobić ostre zdjęcia. Strzelam seriami w nadziei, że któreś zdjęcie wyjdzie nierozmazane. Nagle dozymetrysta zatrzymuje się i uważnie patrzy na wyświetlacz aparatu. Porusza we wszystkie strony aluminiowym drążkiem, na którym zamontowane jest urządzenie, i próbuje znaleźć źródło podwyższonego promieniowania. Na moim dozymetrze promieniowanie wciąż jest relatywnie niskie, ale przecież ja znajduję się kilka metrów za nim. Maski na twarzach utrudniają komunikację, więc podchodzę bliżej i zerkam za jego ramię. Na czerwonym wyświetlaczu jest ponad 1000 μSv/h i nadal rośnie. To jakieś 5000 razy więcej niż na zewnątrz, ale wciąż relatywnie bezpiecznie, przynajmniej w krótkim okresie. Niestety, nie dla mojego dozymetrysty, który po chwili daje sygnał do powrotu.

Odczyt mojego dozymetru

1000 µSv/h i nadal rośnie

Nie możemy iść dalej, promieniowanie jest zbyt wysokie. Chociaż przebywałem już w bardziej radioaktywnych miejscach, dla dozymetrysty nie ma to znaczenia. Jestem tylko fotografem, a on ma dbać o moje bezpieczeństwo. Poza tym lepiej, żeby mój dozymetr nie zliczył mi większej dawki niż określona w pozwoleniu, w przeciwnym wypadku obaj będziemy mieli kłopoty. Pomimo tego czuję ogromną satysfakcję, bo jako jeden z niewielu fotografów na świecie mogłem odwiedzić to miejsce. Żeby zobaczyć więcej, muszę chyba ukończyć kurs dozymetrysty i zatrudnić się w elektrowni…

Badanie spektrometrem promieniowania ludzkiego przed i po wizycie w elektrowni, w celu określenia zawartości radionuklidów w organizmie

Po powrocie do domu zabieram się za obróbkę zdjęć. Okazuje się, że oprócz wnętrza sarkofagu uchwyciłem coś jeszcze. Coś nie mniej interesującego, chociaż dużo bardziej niebezpiecznego. Na kilku zdjęciach zauważam niewielkie jasne punkty. Początkowo myślę, że jest to wynik wysokiego ISO, brudnej matrycy lub błędów w czasie obróbki zdjęcia. Jednak po dokładniejszych oględzinach kilku fotografii doznaję olśnienia: matryca mojego aparatu uchwyciła niewidzialne promieniowanie! Tam jest naprawdę „gorąco”!

A.

P.S. Ze względu na niewielki rozmiar kropek oraz zmniejszenie rozdzielczości i kompresję, trudno je zauważyć na opublikowanych wyżej fotografiach, ale wszyscy chętni mogą zobaczyć jedną z nich tutaj.

—————————————————————————-

Wcześniejsze reportaże z Czarnobyla i Fukushimy:

2020 – UTRACONE DZIEDZICTWO
2020 – PAMIĄTKI CZARNOBYLSKIEJ KATASTROFY
2019 – NAD HORYZONTEM
2019 – SARKOFAG I NAJBARDZIEJ RADIOAKTYWNE MIEJSCA W CZARNOBYLU
2019 – FUKUSHIMA 8 LAT PO
2017 – ZAPOWIEDNIK – BIAŁORUSKA STREFA WYKLUCZENIA
2016 – FUKUSHIMA: DRUGI CZARNOBYL?
2015 – FUKUSHIMA
2015 – STREFA W 4K II
2015 – ZIMA W STREFIE
2014 – STREFA W 4K
2014 – POZA TURYSTYCZNYM SZLAKIEM 2
2013 – POZA TURYSTYCZNYM SZLAKIEM 1
2013 – ALONE IN THE ZONE 2 – KULISY
2013 – ALONE IN THE ZONE 2 – PREMIERA
2013 – DŁUGI WEEKEND W STREFIE
2012 – BOHATEROWIE NIEISTNIEJĄCEGO KRAJU
2011 – REAKTOR 4
2011 – MAŁE REAKTORY
2011 – ALONE IN THE ZONE 1 KULISY
2011 – ALONE IN THE ZONE 1 FILM
2010 – ALONE IN THE ZONE 1
2010 – DZIEŃ ZWYCIĘSTWA
2010 – CZARNOBYL TRZECIA WYPRAWA
2009 – CZARNOBYL EXPEDITION FILM
2009 – CZARNOBYL DRUGA WYPRAWA
2008 – CZARNOBYL – POCZĄTEK

 

Jeśli chciałbyś przyłączyć się do jednej z moich przyszłych wypraw zerknij najpierw TUTAJ.

Skomentowano 5 razy

  1. Świetny materiał, jak zwykle. Chce się więcej, tym bardziej, że pokazuje Pan nowe ciekawe rzeczy.
    Ciekawe, z czego wynika, że siedzą dalej na XP-kach ;)

  2. Woow po prostu Woow. Jestem pod mega wrażeniem i gratuluję odwagi bo ja bym do tego wnętrza sarkofagu bym nie wszedł po prostu zbyt mocno bym się bał nawet jeśli wskazania dozymetru pokazywały normę, A te po prostu cząstki izotopów na zdjęciach….. No miałem ciarki na plecach jak to zobaczyłem. Szkoda że nie wyjdzie kolejna część Filmu Alone in the zone bo to aż się prosi aby zobaczyć te miejsca w formie Wideo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *